Nagłówek reklamowy

niedziela, 17 sierpnia 2014

"Piłkarska AmericA" - Andrzej Gowarzewski

     Mundial niby już dawno się skończył, ale jeszcze przed nim w moje ręce trafił ten oto tom encyklopedii FUJI, przedostatni z cyklu poświęconego mistrzostwom świata. Chyba najmniej pasował mi do koncepcji całego cyklu (wcześniej były tomy poświęcone historii poszczególnych turniejów mistrzowskich oraz biogramom poszczególnych ich uczestników - swoją drogą, chyba powinienem w końcu opisać ten ostatni, bo się chronologia posypała do reszty), ale do lektury przystąpiłem z zaciekawieniem, bo wszak w dzisiejszych czasach za główny nurt w piłce nożnej wciąż uważana jest Europa, zaś inne kontynenty są traktowane przede wszystkim jako kopalnie talentów dla jej potrzeb.
     Lektura, jak zwykle, nie rozczarowuje. Dostajemy do ręki bardzo szczegółowy opis dziejów futbolu w Ameryce Południowej, od samych początków z końca XIX wieku aż po czasy najnowsze. Najbardziej szczegółowo zostały opisane turnieje o Copa América, czemu zresztą trudno się dziwić - są to wszak najbardziej prestiżowe rozgrywki za oceanem. I choć teoretycznie dubluje to informacje zawarte w jednym z dużo wcześniejszych tomów encyklopedii, to jednak nie jest to w żadnym wypadku wykorzystanie już opublikowanych materiałów. Owszem, trudno spodziewać się sensacyjnych nowości w suchym statystycznym opisie meczów, jednak narracja, przedstawienie poszczególnych edycji tych rozgrywek, powstała zupełnie od nowa i z pewnością przykuje uwagę każdego czytelnika zainteresowanego tym tematem. Jeśli chodzi o pozostałe rozgrywki reprezentacyjne, to ze zrozumiałych względów zostały pominięte turnieje Mistrzostw Świata, które znacznie bardziej szczegółowo były przedstawione w innych tomach, niewiele miejsca zostało także poświęcone Igrzyskom Olimpijskim, szczególnie powojennym - i tu muszę przyznać, że nie do końca rozumiem takie ich potraktowanie, tym bardziej, że wśród blisko 50 tomów encyklopedii nie znajdziemy żadnego, który byłby poświęcony turniejom piłkarskim na Igrzyskach Olimpijskich - moim zdaniem jest to spore niedopatrzenie i taka publikacja jest wręcz niezbędna, by encyklopedia mogła być kompletna.
     Ale najciekawsze fragmenty książki nie są poświęcone konkretnym rozgrywkom. Są to tematyczne felietony, dzięki którym poznajemy wybitne jednostki - zarówno piłkarzy, jak i działaczy, historię (bynajmniej nie tylko piłkarską!) poszczególnych krajów - co pozwala nam zrozumieć, dlaczego kibice z jednymi rywalami żyją we (względnej) zgodzie, za to inni byli i nieprędko (jeśli w ogóle) przestaną być śmiertelnymi wrogami. Dowiadujemy się o początkach zawodowstwa wśród południowoamerykańskich piłkarzy, zgłębiamy kwestię kontrowersyjnych i dziś "oriundich". A między tym wszystkim - "La Máquina" i romantyczna historia tej nazwy, Maracanaço, Enzo Francescoli czy hańbiący postępek "Kondora" - Roberto Rojasa. I wiele innych anegdot, opisów, opowiadań - których pełna jest ponadstuletnia historia piłki nożnej w latynoskiej Ameryce. 
     Choć brazylijski Mundial przeszedł już do historii, choć niektóre stadiony opustoszały i nie rozbrzmiewają już gwarem kibiców, to jednak książka nie straciła ani wartości, ani aktualności. Ci, którym amerykańska piłka nie jest obca, i tak znajdą w niej wiele interesujących rzeczy, ci, którzy pragną dopiero poszerzyć swą wiedzę o nowy kontynent, zapewne przeczytają od deski do deski, łapiąc oddech jedynie podczas fragmentów czysto statystycznych. I, tradycyjnie przy serii "encyklopedia piłkarska FUJI", powiem - pozycja obowiązkowa w biblioteczce każdego fana prawdziwego futbolu!

sobota, 2 sierpnia 2014

"Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów" - Antoni Ferdynand Ossendowski

     Kupując tę książkę spodziewałem się pasjonujących opisów wędrówek przez dzikie, niezbadane jeszcze i nieucywilizowane krainy. I niby coś takiego dostałem, ale... ale nie do końca. Niemniej - zacznijmy od początku. Książka Ossendowskiego stanowi zapis jego przygód z czasów tuż po rewolucji październikowej, kiedy wraz z rosyjskimi "białymi" próbował uciec przed bolszewikami i przedrzeć się, docelowo, do Chin. Dopóki opisywana jest wędrówka przez rosyjską Syberię, czyta się to całkiem dobrze i narrator potrafi wciągnąć czytelnika w losy bohaterów. 
     Sytuacja trochę się psuje, kiedy uciekinierzy trafiają do innych krajów - najpierw do Tybetu, a potem, nie mogąc się przedostać przez to terytorium, do Mongolii. Niby nadal akcja jest dość wartka, niby nie brak elementów konspiracyjno-szpiegowskich, które powinny wywoływać napięcie i emocje, ukrywanie się przed "czerwonymi", kontakty z dostojnikami świeckimi i, powiedzmy, wyznaniowymi, nie najgorzej wciąga też pobyt Ossendowskiego w roli doradcy na dworze "Krwawego Barona" Ungerna, prowadzącego nierówną i osamotnioną walkę z bolszewikami. I gdyby na tym książka się skończyła, myślę, że z czystym sumieniem mógłbym wystawić jej dobrą, albo nawet bardzo dobrą ocenę. Niestety potem pojawia się dość obszerny wątek obcowania autora z bogdo-chanem, żywym Buddą i jego mistycznymi widzeniami. I coś, co mogłoby być fascynujące w ujęciu jakiegoś obeznanego z tematem etnologa, staje się niestrawne w opisie Ossendowskiego. Ciężkie to, mroczne i nieprzejrzyste, trudno, przynajmniej mnie, wczuć się w ten klimat i, przynajmniej na czas lektury, przyjąć to za realne. 
     Do tego dochodzi całkiem poważnie wysuwana przez rozmaitych krytyków kwestia autentyczności opisywanych wydarzeń. Doświadczeni i sławni podróżnicy, etnografowie, którzy w tym samym okresie przebywali na tamtych terenach wskazywali na liczne przypadki mijania się ze stanem faktycznym, sprzeczne czasami nawet ze zdrowym rozsądkiem. Sam autor nie przyjmował krytyki najlepiej, posuwając się do określania swoich adwersarzy (w tym Szweda i Francuza) mianem "sowieckich agentów", co dodatkowo podważa jego obiektywizm. Co prawda, bronił się także twierdząc, że "nie jest to utwór naukowy, lecz tylko romantyczna opowieść o podróży przez Azję Środkową dla szerokiej publiczności", lecz osobiście uważam, że tego typu usprawiedliwienia byłyby w pełni zasadne, gdyby głównymi bohaterami uczynił postaci fikcyjne. Skoro jednak opisuje swoje podróże i wydarzenia, których był naocznym świadkiem, to czytelnik ma pełne prawo oczekiwać, że nie będą one się rozmijać z prawdą. Tymczasem specjaliści wskazują, że podróżnik Ossendowski wykazuje elementarne braki wiedzy z zakresu geografii Mongolii (po której wszak miał wędrować), podważają też możliwości odegrania takiej roli politycznej, jaką sam sobie przypisuje. Wskazują wreszcie, że elementy okultystyczne mogły zostać dodane specjalnie dla poprawienia sprzedaży książki na rynku amerykańskim.
     Ogólną ocenę odrobinę podnoszę dzięki zdjęciom Mongolii i Chin z początków XX wieku, jako że tego typu dodatki są zawsze mile widziane. Niemniej jeśli ktoś pragnie autentycznych i rzetelnych wrażeń podróżniczych - nie polecam. Jeśli ktoś szuka powieści awanturniczej, a nie przeszkadzają mu nieścisłości, zmyślenia i potężna dawka ideologii (tym razem, dla odmiany, antybolszewickiej) oraz okultystycznych rozważań, to nie wykluczam, że może być z tej książki bardzo zadowolony. Mnie jednak wymęczyła i myślę, że na długi czas zniechęciła do innych książek tego autora.

sobota, 5 lipca 2014

"Czyżyk - ptaszek z charakterem" - Walentyna Czudakowa

     Malutkie rosyjskie miasteczko Dno, późna wiosna 1941 roku. Mieszkańcy żyją sobie spokojnie i - w miarę - beztrosko. Wśród nich piętnastoletnia dziewczyna. Tinatina mieszka ze swoją babcią oraz kozą Mussolinim i nienawidzi swojego imienia - dzieci w szkole nie szanują imiena królowej, jednej z bohaterek "Rycerza w tygrysiej skórze", dla nich bohaterka jest jedynie "Tinką-cielęcinką". Ale na ogół wielu poważniejszych zmartwień - nie miewa. Aż tu hitlerowcy napadają na Związek Radziecki, zaczyna się coś, co nasi wschodni sąsiedzi nazywają "Wielką Wojną Ojczyźnianą" i hasło "spokój" przechodzi do czasu zdecydowanie przeszłego.
     Babcia Tiny wyrusza do pobliskiej wsi, by przygotować ewakuację w bezpieczniejsze miejsce. Jednak nie wraca przez kilka dni, a do Tiny dociera informacja, że we wsi już - Niemcy. Jak myślicie, co w takiej sytuacji powinna zrobić uczciwa radziecka obywatelka? Ano dobrze myślicie, nie czekać dłużej na babcię, tylko na własną rękę udać się na front, odnaleźć żołnierzy, dołączyć do nich i walczyć z faszystami. Oczywiście - okazuje się to proste. Na bocznych drogach zawsze można znaleźć kogoś, kto do jakiegoś dowódcy dowiezie. Na początku - do batalionu rozpoznawczego. Od żołnierzy dostaje mundur, broń i pseudonim - "Czyżyk". Ale dowódca - na tyły odesłał. A że Tina była uparta, polecenia nie posłuchała i udała się bezpośrednio do sztabu i to całej dywizji od razu. Tam z kolei pułkownik docenił upór i przyjął wygadaną sierotę jako niepełnoletniego ochotnika. Bo kto tam się będzie biurokracją przejmować?
     Swoją karierę w wojsku zaczęła w "medsanbacie" - chociaż co to za batalion pięcioosobowy? Bez żadnej konkretnej funkcji - ot, pomocnik od wszystkiego, a to rannych opatrzyć, a to przy operacji asystować, a to za gońca robić. I radziła sobie, jak umiała, raz lepiej, raz gorzej, stając się coraz lepszym żołnierzem. I na tym mogłoby się wszystko skończyć, a Tina zostałaby wykwalifikowaną sanitariuszką, może nawet lekarzem polowym...
     Ale do tego wszystkiego musiało wplątać się uczucie. Michał Fiedorenko, młody dowódca. Tina najpierw zobaczyła jego zdjęcie w gazetce frontowej. I tak jej przypadł do gustu, że powiesiła sobie jego zdjęcie, z podpisem "mój narzeczony". A niedługo potem - spotkała go na żywo, w sąsiednim pułku. I się zaczęło - uczucia się w niej umocniły, on je odwzajemnił... O tym, że na froncie uczucia mogą rozkwitać, to nas uczyli Janek Kos z Marusią, tu mamy mniej więcej to samo - czyli spotkania rzadkie, krótkie, ale za to siła uczuć olbrzymia. Na tyle duża, że Michał się oświadcza, wszystko zmierza w kierunku ślubu, tymczasowego przynajmniej przeniesienia na tyły i dalszych szkoleń wojskowych. Ale to byłoby za proste...
     W czasie jednej z potyczek z Niemcami Michał zostaje ciężko raniony szrapnelem w bok. I choć zdołano go dostarczyć do punktu sanitarnego, to jednak rana okazuje się śmiertelna, a Fiedorenko umiera na rękach swojej narzeczonej. A ta z kolei najpierw rozpacza, by następnie z olbrzymią zaciętością wziąć broń i razem z innymi ruszyć na pierwszą linię ognia. Obsługując cekaem zostaje ranna i odesłana do szpitala polowego. Tam, oczywiście, nie może spokojnie wysiedzieć i załatwia sobie skierowanie na szkolenie, na kursy dla lejtnantów, które, również oczywiście, zakończyła celująco.
     Po kursie marzył jej się przydział od razu na front, na pierwszą linię ognia. A tu w kilku kolejnych dywizjach proponowano jej tylko pracę w sztabie (swoją drogą, aż dziwne, że w czasie II wojny naprawdę 17-letni żołnierz dowolnej płci zaraz po zakończeniu kursów mógł sobie chodzić od dywizji do dywizji i wybierać tę, w której mu zaproponują najlepsze stanowisko...). Najlepsze, co jej zaoferowano, to "próba" przy bateriach przeciwlotniczych, za którą grzecznie podziękowała i powędrowała dalej w poszukiwaniu dowódcy, który zechciałby jej przydzielić jakiś pluton. 
   Jej ostatnią nadzieję była Dywizja Syberyjska. Trafiła do niej, zupełnym "przypadkiem" w dniu zwycięstwa w bitwie stalingradzkiej. I jakoś tak się złożyło, że w końcu swój pluton dostała. Osobliwy był to pluton, odbiegający od standardów i ideałów żołnierza radzieckiego - i kryminaliści tam byli, i pijacy, i kobiety, a nawet jeden staruszek, bohater wojny domowej. Który wcale nie miał ochoty słuchać nowej, smarkatej plutonowej. Czyżyk stanął przed trudnym zadaniem przekonania do siebie tych ludzi, stworzenia z nich zgranego oddziału, który nie tylko nie przynosiłby wstydu, ale też - odnosił sukcesy w walce i pomagał innym oddziałom.
     Jak można się domyśleć, cel zostaje zrealizowany w błyskotliwym stylu, którego najjaśniejszym punktem jest chyba przekształcenie wypadu zwiadowczego w szturmowy i zdobycie przy minimalnym nakładzie sił wioski opanowanej przez faszystów. A potem następuje ciąg dalszy szlaku bojowego, znaczonego śmiercią. Choć oddział Czyżyka ponosi jedna z najniższych strat, to jednak nasza bohaterka musi opłakiwać wielu bliskich jej ludzi. Żegnamy ją już jako dowódcę kompanii piechoty, gdy ranna podczas forsowania Dniepru znów musi trafić do szpitala.
     W ogólnym podsumowaniu mamy do czynienia z czymś "czteropancernopodobnym", choć pozbawionym psa i mniejszym objętościowo. Od samego początku wiadomo, że główna bohaterka będzie realizować swoje zamierzenia i odniesie sukcesy, choć przyjdzie jej za to nieraz drogo zapłacić. Patriotyzmu propagandowego jest w książce sporo, można odnaleźć elementy partyjne - od zwykłych szkoleń i zebrań po Komsomoł i przyjęcie do KPZR, nie brak internacjonalizmu - Czyżyk zaprzyjaźnia się z uzbeckimi żołnierzami i nawet uczy się ich języka, są też elementy walki z religią, a konkretnie - porównanie staroobrzędowców do faszystów i ukazanie ich jako barbarzyńców, którzy babkę jednej z żołnierek spalili żywcem za urodzenie nieślubnego dziecka, zaś samo dziecko następnie brutalnie bili przy każdym najmniejszym przewinieniu. Z drugiej jednak strony można też zaobserwować elementy mocno odbiegające od radzieckiego kanonu i idealnej wizji człowieka sowieckiego - Czyżykowi zdarzają się nagany partyjne, w oddziale bez większych problemów funkcjonuje pijak i malwersant (czyżby w KGB kul zabrakło?), schadzki Tiny z Michałem mają dość niedwuznaczny charakter (w końcu garderobę trzeba po nich poprawiać, a pogniecione zboże nie bardzo chce się podnosić...), a jedna z żołnierek w oddziale Czyżyka nawet jest w dość zaawansowanej ciąży! A wszystko to na froncie, w "kraju, w którym nie było seksu"...
     Czy więc warto czytać o przygodach tytułowego "ptaszka z charakterem"? Myślę, że mimo wszystko - tak. Przede wszystkim dlatego, że jest to powieść biograficzna, a "Czyżyk" to wojenny pseudonim samej autorki, która doświadczyła wszystkiego (albo prawie wszystkiego), co na kartach powieści spotyka Tinę. Oczywiście, może to być trochę podkolorowane, pewne najdrastyczniejsze realia frontowej walki zostały pominięte, ale w ogólnym kształcie - da się to czytać bez zgrzytania zębami, czasem nawet z lekkim uśmiechem (choćby czytając o frontowym sposobie walki z rosnącymi brodami - ot, po prostu: podpalić i od razu stłumić ogień wilgotnym ręcznikiem. Podobno tak potraktowany zarost nie odrasta przez bardzo długi czas - ale jakoś tak nie mam ochoty sprawdzać tego na sobie...). A zatem - włączamy filtr antypropagandowy i czytamy.

wtorek, 17 czerwca 2014

"Nie wdepnij w kierownika" - Scott Adams

     Kto z Was nigdy nie zetknął się z Dilbertem? Ale tak ani razu, w żadnej gazecie, na żadnej stronie w internecie, w ogóle nigdzie? Dziękuję, nie widzę, możemy kontynuować. Sympatyczny pracownik korporacji bawi nas już od ponad 25 lat, w chwili obecnej możemy wszystkie jego "przygody" prześledzić w internecie - od samego początku aż po najnowsze paski prosto z Ameryki. A mimo to jest Dilbert również bohaterem wielu książek, w tym takich, jak ta, stanowiących zbiór historyjek powiązanych jakimś motywem przewodnim. 
     Szczerze mówiąc, mając już w przeszłości do czynienia z książkami o Dilbercie (a zwłaszcza z rewelacyjną "Dilbert i cała jego biurowa "menadżeria"" - którą pewnie kiedyś też na tym blogu opiszę), spodziewałem się sporej porcji zdrowego humoru przeplatanego podnosowym "hmm, skąd ja to znam". Niestety, odrobinę się zawiodłem.
     Być może, na tyle już przywykłem do biurowych klimatów, że coraz trudniej jest mnie uśmiechnąć za pomocą kolejnych odcinków. Być może odcinki poświęcone kwestiom zarządzania, w których główną postacią jest Rogatowłosy, są mniej zabawne od pozostałych (choć w to wątpię). A może po prostu tym razem niewłaściwie zadziałał dobór i z (chyba) już ponad 10 tysięcy pasków komiksowych zostały wybrane te, które mniej mnie śmieszą? Oczywiście, nie znaczy to, że w całej, cieniutkiej zresztą (112 stron!) książeczce nie ma ani jednego paska na wysokim poziomie. Są. Może nawet, obiektywnie, nie tak mało. Ale chciałem więcej...
     Podejrzewam, że więcej radości znajdą w tej książce osoby pracujące w takich kompaniach, stykające się z przedstawianymi (w przejaskrawiony sposób, oczywiście) problemami na co dzień. Jeśli ktoś nie wrósł w środowisko korporacyjne, to według mnie lepiej będzie mu poznawać Dilberta zbiorczo w internecie, niż akurat z tej książki. Polecam w dwóch przypadkach: a) odnalezienie w antykwariacie/na rynku/w przecenie za kilka złotych (nie więcej) lub b) nieznajomość języka angielskiego, wymuszająca korzystanie z polskiego tłumaczenia.

wtorek, 10 czerwca 2014

"Bolesne dojrzewanie Adriana Mole'a" - Sue Townsend

     Do tej niewielkiego formatu i niezbyt grubej książki zachęciła mnie przede wszystkim jej okładka, powiedziałbym, lekko absurdalna. Nie bardzo wiedziałem, czego się mogę spodziewać (niestety, nie przeczytałem wcześniej poprzedniej części), więc zagłębiłem się w jej strony z lekką dozą nieufności. Na szczęście szybko się jej pozbyłem, ponieważ treść przypadła mi do gustu.
     Zapewne większość z Was (o ile nie wszyscy) miała styczność z przygodami Mikołajka, prawda? No to wyobraźcie sobie, że Mikołajek podrósł i ma około 16 lat, jest intensywnie zainteresowanym seksem (choć w zasadzie tylko teoretycznie) poetą (kiepskim), a do tego ma szczęście/pecha żyć w Anglii w czasach wojny o Falklandy. I do tego pisze pamiętnik. Za to niezmiennie ma dobre chęci, z których nie zawsze wynika coś dobrego. Wyobraziliście sobie? W takim razie - poznajcie Adriana Mole'a!

niedziela, 8 czerwca 2014

"Para w ruch" - Terry Pratchett

     A zatem powracamy do Świata Dysku. Rewolucja przemysłowa trwa w najlepsze, a Moist van Lipwig i jego ukochana żona wciąż są bardzo ważnymi trybikami w skomplikowanej maszynerii Ankh-Morpork. Na scenę natomiast wkracza Dick Simnel. Jego ojciec był znakomitym kowalem, któremu jednak przytrafił się bardzo nieszczęśliwy wypadek podczas pewnych eksperymentów z parą wodną. Syn postanowił pomścić ojca i poskromić jej potęgę, a że kowalem był zręcznym, do tego - wykwalifikowanym matematycznie, ostrożnym i przywiązującym wagę do pomiarów - odniósł sukces, znacznie większy niż którykolwiek z jego poprzedników. Mianowicie stworzył w pełni sprawną i działającą - lokomotywę...
     Jednak sama lokomotywa może niewiele. Potrzebne są też tory... i duuużo pieniędzy, by te tory doprowadzić do innych miejscowości. Dick potrzebuje inwestora i udaje mu się zainteresować swoim pomysłem samego Harry'ego Króla. A kiedy już ten biznesmen się czymś interesuje i dostrzega w czymś potencjał, to można być pewnym, że interes wypali i przyniesie wiele brzęczących monet. Więc sytuacja "drogi żelaznej" malowała się w całkiem jasnych barwach i na tym można byłoby zakończyć filozofowanie, gdyby w sprawę nie zaangażował się Patrycjusz. Ten z kolei, jak zwykle mając oko na wszystko, co może być istotne dla Ankh-Morpork, nie mógł pozwolić, by kolej rozwijała się w sposób niekontrolowany. Więc Moist został oddelegowany na swoje trzecie stanowisko - nadzorcy projektu kolejowego.

środa, 4 czerwca 2014

"Myślenie ma kolosalną przyszłość" - praca zbiorowa

     W dzisiejszym odcinku prezentuję zbiorek, zawierający wybrane skecze, przedstawienia i piosenki Studenckiego Teatru Satyryków z Warszawy, z programów wystawianych w latach 1954-1957. Wyszperany za złotówkę na bibliotecznej wyprzedaży, skusił mnie oryginalną okładką i ciekawą na pierwszy rzut oka treścią. Poza tym, jak wiadomo, ukulturalniania się nigdy za wiele. Tak więc postanowiłem dać szanse tej niemłodej już przecież książeczce.
     Zacznijmy od plusów - największym jest chyba wstęp, z którego możemy poznać historię STS-u, docenić pasję tych ludzi, którzy absolutnie za darmo, po godzinach, na przekór trudnościom obiektywnym i mniej obiektywnym, sprawili, że pomysł teatralny się zmaterializował. Takie oddolne inicjatywy zawsze warto docenić i pochwalić. Da się także znaleźć przynajmniej kilka ciekawych tekstów - biurokracja jako obiekt satyry nadaje się zawsze i wszędzie, wyśmiewanie "kameleonizmu" politycznego, czy nadmiernej ideologizacji w życiu codziennym, obłudy i hipokryzji - również. Po przeczytaniu skeczu przedstawiającego "trudną" dolę agitatorów w zacofanych wsiach, miałem nadzieję, że reszta książki będzie prezentować poziom przynajmniej nie gorszy, co zapewniłoby mi sporą dawkę uśmiechu na podróż pociągiem. Ale...
     No właśnie, jest ale. Większa część tekstów, przynajmniej moim zdaniem, nie najlepiej znosi próbę czasu. Coś, co mogło być (i prawdopodobnie było) przyczyną licznych salw śmiechu, kiedy było wystawiane na scenie w latach 50., w obecnych, zupełnie odmiennych realiach, do tego pozbawione całej otoczki scenicznej, wywołuje co najwyżej lekki uśmiech od czasu do czasu, a częściej - chęć przekartkowania paru stron przy nieco dłuższych skeczach. I raczej nie wynagrodzą tego teksty piosenek Agnieszki Osieckiej czy Andrzeja Jareckiego - choć akurat im nie ma czego zarzucić.
     Być może spodziewałem się za dużo, być może w tamtych czasach wpływ cenzury był jeszcze zbyt przemożny, by pozwolić w pełni się rozwinąć studenckim talentom z Warszawy. W każdym razie książka nie dała rady mnie porwać, rozśmieszyć, wyjąć z pociągu i przenieść na widownię teatru. Ale to - mnie. Komuś innemu, jak najbardziej, może przypaść do gustu.

niedziela, 1 czerwca 2014

"Kraina Sto Piątej Tajemnicy" - Zbigniew Żakiewicz

     No cóż. Dzień Dziecka dziś, więc złamię regułę zachowywania kolejności i zamieszczę lekturę dla naszych milusińskich (dwie inne, już niekoniecznie dziecięce - w nadchodzącym tygodniu). Zetknąłem się z nią podczas któregoś z wyjazdów do Szklarskiej Poręby, czy była w bibliotece miejskiej, czy też w ośrodku Rzemieślnik (tak, kryptoreklama i w ogóle, bo sentyment z dziecięcych i młodzieńczych lat pozostał, nawet jeśli wystrój i atmosfera już nie taka wspaniała, jak kiedyś...) i spodobała się na tyle, by skutecznie zapaść mi w pamięć. A skoro tak, to przy okazji innych zakupów wytropiłem ją w internecie i zamówiłem sobie, by na półeczce sobie stała...
     Jest to zdecydowanie przeznaczona dla dzieci, i to nawet bardziej młodszych niż starszych, historia (momentami o budowie szkatułkowej) o tym, jak (chyba bezimienny) tatuś i jego córeczka - Asia, wykorzystując sto piątą kałużę przenieśli się do krainy, w której wszystko (albo prawie wszystko) dzieje się na opak. W wędrówce towarzyszą im kruk Ksawery Kiejstut oraz jamnik Jeremiasz, przeżywając różne dziwne i niekoniecznie zawsze miłe przygody. Już na samym początku na kruka napadł niejaki enklitek, stworzonko wyjadające czerń. I z kruczoczarnego kruka zrobił się biały kruk, w dodatku bardzo niezadowolony z tego faktu. Dla równowagi trzeba było odnaleźć proklitka (coś mi się wydaje, że autor się trochę na językoznawstwo zapatrzył, wymyślając te nazwy), który z kolei żywił się bielą... A po drodze - spotkać całą masę innych niezwykłych stworzeń - krowę morską, żywiącą się wyobrażoną trawą albo pingwina, który zamiast być lizanym, to sam wylizywał zimny psi nos. Niedługo po tym ostatnim spotkaniu wybieliła się i Asi sukienka - tym razem sprawcami zamieszania stały się błękitożerne dintojry, które skorzystały z chwili drzemki wędrowców. 

niedziela, 25 maja 2014

"Сагайдачный" - Zinaida Tułub

     Hmmm. Tego jeszcze na moim blogu nie było - książka w pełni obcojęzyczna, bo polskiego przekładu się do dziś nie doczekała, choć powstawała w latach 30, z przeróbkami w latach 50. Być może stanowi część dylogii, lecz pewności nie mam. A skoro tak - jako całość traktuję. A więc, zaczynając od samiusieńkiego początku - kim właściwie był tytułowy Sahajdaczny?
     Ci, którzy interesują się chociaż trochę historią Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ze szczególnym uwzględnieniem losów Kozaczyzny, na pewno ten przydomek znają. Dla tych, którzy się z nim nie zetknęli - Petro Konaszewicz, Sahajdacznym zwany, był jednym z najwybitniejszych przywódców kozackich, mającym olbrzymie zasługi dla Siczy, a jednocześnie - co dla niektórych może być trudne do pomyślenia - nie będącym wrogiem państwa polskiego.
     Książka przedstawia jego życie, zarówno "służbowe" jak i osobiste (w odpowiednio zbeletryzowanej formie), z wieloma wątkami pobocznymi, pozwalającymi lepiej odczuć atmosferę pierwszej ćwierci XVII wieku. Samego Sahajdacznego poznajemy, gdy przyjeżdża do jednego z kozackich chutorów, spotkać się ze swoją narzeczoną, Nastią i wręczyć jej cenne podarki zdobyte podczas ostatniej wyprawy. Wtedy też ma okazję dowiedzieć się o ciężkim losie kozaków z ziemi siwierskiej (wątek reprezentować będą przede wszystkim Daniła Korż z żoną Horpyną), którzy bezprawnie zostali zmuszeni do podporządkowania się świeżo przybyłemu na te ziemie polskiemu szlachcicowi. Ich próby dochodzenia swoich praw w sądzie były oczywiście skazane na niepowodzenie... Sahajdaczny ostatecznie odjeżdża do Kijowa, w ważnych sprawach politycznych, obiecując Nasti, że po nią wróci i zabierze, by tam, w Kijowie, mogła się nauczyć, jak być damą, godną małżonką kozackiego hetmana.

poniedziałek, 19 maja 2014

"Futbol i statystyki : dlaczego wszystko, co wiesz o piłce nożnej, jest nieprawdą" - Chris Anderson, David Sally

     Piłka nożna. Gra, którą znają miliardy ludzi na całej Ziemi. Fenomen XX wieku. Coś, co nie jest sprawą życia i śmierci - jest czymś o wiele ważniejszym, jak mawiał Bill Shankly, legendarny trener Liverpoolu. Teoretycznie nie powinna kryć w sobie, półtora wieku po spisaniu zasad, żadnych wielkich tajemnic. Jednak dwóch amerykańskich analityków, na podstawie wielkoskalowych analiz statystycznych (nierzadko obejmujących dziesiątki tysięcy meczów), dowodzą czarno na białym, że to, co przeciętnemu kibicowi przed telewizorem (albo na stadionie), a nawet działaczom i właścicielom klubów, wydaje się zupełnie oczywiste, w wielkiej skali wygląda zupełnie inaczej.
     Autorzy, ilustrując swoje tezy wykresami i podpierając obszerną bibliografią, zwracają uwagę na takie elementy futbolu, które mogą mieć kluczowe znaczenie dla odniesienia sukcesu w tej dyscyplinie sportu, lecz umykają uwagi osób zainteresowanych, nieprzyzwyczajonych jeszcze do mocy analizy statystycznej. A tymczasem już pierwszy wniosek, z jakim zapoznaje się czytelnik, jest dość szokujący. Autorzy twierdzą bowiem, że rola czystego przypadku w rozstrzygnięciu jakiegokolwiek meczu może nawet przekraczać 50%! I jeśli się dobrze zastanowić... nic w tym dziwnego. Błąd sędziego, powiew wiatru, nierówna kępka trawy, brutalny faul rywala - to wszystko może zadecydować o tym, że teoretyczny faworyt jednak musi obejść się smakiem, a uwzględnić tego w przedmeczowych rozważaniach - po prostu się nie da.

sobota, 10 maja 2014

"Mundiale z akredytacją" - Andrzej Gowarzewski

     Mundial w Brazylii zbliża się wielkimi krokami, nadeszła więc pora na trzecią część cyklu encyklopedii piłkarskiej FUJI poświęconego mistrzostwom. Tym razem opisywane są turnieje, na których Andrzej Gowarzewski (wraz ze swoimi współpracownikami, Markiem Wielgusem i Bożeną Szmel) był akredytowany i których atmosferę mógł chłonąć bezpośrednio, bez pośrednictwa telewizji czy innych mediów. Podróż po arenach mistrzowskich zmagań zaczynamy od bardzo udanych dla Polaków rozgrywek w Hiszpanii w 1982, a kończymy, wbrew temu, co sugeruje napis na okładce, w 2010 w RPA (nadchodzącym mistrzostwom poświęcone zostaną bowiem kolejne dwa tomy).
     Do tej książki mam już trochę inne podejście, niż do poprzedniej, "historycznej" - z tej prostej przyczyny, że wiele z opisywanych tu pojedynków miało miejsce już za mojego życia i byłem świadkiem naprawdę niemałej ich części (co prawda, w telewizorze, ale zawsze). A zupełnie inaczej czyta się o postaciach i wydarzeniach, z którymi wiążą się własne, wyjątkowe i niepowtarzalne przeżycia.
     Oczywiście, jak zawsze mamy do czynienia z książką niezmiernie solidną, zawierającą kolosalną dawkę zawsze sprawdzonych informacji. Nawet jeśli chodzi o strzelca bramek dla ekipy Fidżi w meczu eliminacyjnym sprzed 20 lat. I zdjęcia, stanowiące doskonałe uzupełnienie prezentowanych treści, nierzadko unikalne w skali światowej. Gdyby pozostać wyłącznie przy tym - przy materiałach statystycznych z dołączonymi zdjęciami - samo to wystarczyłoby, by móc wystawić książce ocenę celującą, jednak krąg jej czytelników byłby wtedy ograniczony przede wszystkim do futbolowych maniaków, lubujących się w cyferkach, nazwiskach i datach. Jednak najistotniejszym elementem jest tekst - autor prowadzi narrację w sposób bardzo wciągający, a jednocześnie potrafi dzielić się z czytelnikiem celnymi spostrzeżeniami, skłaniać go do przemyśleń, których rezultaty nierzadko odbiegają od tego, czym nas masowo i regularnie karmią popularni dziennikarze telewizyjni czy prasowi. 
     Dłuższe rozwodzenie się nad tą książką byłoby w zasadzie powtarzaniem pochwał pod adresem serii, które wypisywałem już przy okazji opisywania poprzedniego tomu. Dlatego powiem tylko tyle - zdecydowanie warto. I na pewno przyjemniej będzie się oglądało brazylijski turniej po przeczytaniu całego pięciotomowego cyklu, niż bez tej lektury. A kolejny tom wyjdzie już niedługo, więc można spodziewać się kolejnej porcji pochwał pod adresem autorów.

piątek, 2 maja 2014

"Grzyby znane i mniej znane" - Aurel Dermek

     Zbieranie grzybów jest jednym z ulubionych "sportów narodowych" w Polsce i chyba każdy z nas zna przynajmniej jednego zapalonego grzybiarza (o ile sam nim nie jest). Co tu ukrywać, sam też lubię pochodzić po lesie i poszukać tych, co to po deszczu mają zwyczaj się pojawiać (jeść za to - wcale). Książka, zaimportowana z Czech, była i jest moim trzecim atlasem grzybów (pierwsze były znacznie skromniejsze i nastawione na rysunki) i służy mi po dziś dzień. Jego olbrzymią zaletą stanowią duża objętość - ponad 300 gatunków grzybów oraz zdjęcia dla każdego z nich. Niby rysunki też mają swój styl, są niewątpliwie bardziej artystyczne, ale... do rozpoznawania zebranych okazów jednak zdjęcia nadają się lepiej. 
     Oprócz zwykłej funkcji użytkowej autor spisał się bardzo dobrze także na płaszczyźnie popularyzatorskiej - niemała część omawianych przez niego gatunków jest bardzo rzadka i przeciętny zbieracz może ich nie spotkać (ewentualnie - nie zwrócić na nie uwagi) przez całe życie. Warto zaś, przynajmniej w taki sposób, poznać takie oryginalne grzyby jak czarka szkarłatna, czernidłak przemijający, który żyje jedynie parę godzin, czy kilka różnych gatunków gwiazdoszy - nawet jeśli się nimi nie najemy.
     Do każdego grzyba, oprócz zdjęcia, dołączone zostały informacje pozwalające dokładnie go zidentyfikować. Oprócz szczegółowego opisu wyglądu, także dane o okresie i najbardziej typowych miejscach występowania, także parę słów o jego wartości - przede wszystkim kulinarnej, ale tam, gdzie dany gatunek jest ciekawy z jakichś innych względów, zostało to szczegółowo zaznaczone.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

"Puste szafy" - Maria Judite de Carvalho

     Żeby w pełni ogarnąć opisaną historię, najpierw trzeba przyswoić główne postaci, które się w niej pojawiają, albowiem jest ich niemało, a wzajemne relacje są dość zaplątane. A zatem, po kolei:
Duarte Rosário - pracownik pozbawiony wielkich ambicji, zadowalający się tym, co mu los przyniesie, najprawdopodobniej szczęśliwy dzięki "uprawianiu swojego ogródka". 
Dora Rosário - żona Duarte, która z tego faktu uczyniła sobie główny cel życiowy. Wiecznie potakująca i zgadzająca się z mężem, nawet jeśli przez to nie zgadza się z własnym zdaniem.
Liza Rosário - ich córka, wkraczająca w dorosłość, charakterem zupełne przeciwieństwo rodziców, pragnie być szczęśliwa za wszelką cenę, "choćby sobie to szczęście miała narysować".
Anna Rosário - matka Duarte. Kobieta wykazująca skłonności do sterowania wszystkimi innymi i pociągania za sznurki z tylnego siedzenia.
Ernest Lage - bogaty prawnik, żyjący z kobietą, której nie kocha i szukający przyjemności w górskiej rezydencji z innymi kobietami.
Manuela - partnerka Ernesta, kochająca go tak, jak Dora - Duarte, zresztą - zwierzająca się Dorze. Narratorka.

wtorek, 15 kwietnia 2014

"Pokój na Ziemi" - Stanisław Lem

     Przedostatnia powieść autora i jedno z ostatnich spotkań z Ijonem Tichym. Niestrudzony gwiazdokrążca, który z niejednego pieca kosmiczny chleb jadał, po raz kolejny występuje jako reprezentant Całej Ludzkości. Tym razem, ze względu na swoje doświadczenie, reputację i cechy charakteru był wysłany z misją zwiadowczą na Księżyc.
     Na pierwszy rzut oka coś tu nie gra. Przecież "Dzienniki gwiazdowe" przyzwyczaiły nas do tego, że podróż na naszego satelitę to zwykła, prosta i przyjemna wycieczka, dobra dla dzieci z przedszkola, a nie dla wytrawnego podróżnika. Jednak kolejne strony książki powoli przekonują nas, że bynajmniej nie była to kaszka z mleczkiem, a co gorsza - wcale nie zakończyła się happy endem, a nawet wprost przeciwnie.
     Dzieje misji poznajemy retrospektywnie. Ijon wrócił już na Ziemię, niestety - nieodwracalnie okaleczony, i jest to pierwsza rzecz, której się dowiadujemy. Został poddany zdalnej kallotomii i teraz w jednym ciele funkcjonują dwie osobowości, każda sterowana przez inną półkulę mózgu. Czasami powoduje to dość komiczne efekty, jednak przez większość czasu stanowi to olbrzymią uciążliwość. Przede wszystkim dla Ijona, który zaledwie z trudem może porozumieć się ze swoją "drugą połową" (do czasu, aż przypomni sobie o alfabecie Morse'a), ale też dla wpływowych osób i organizacji, które w feralną misję go wysłały. Rzecz w tym, że brak możliwości porozumienia z jedną z półkul Ijona uniemożliwia jednocześnie ustalenie, czy raport złożony przezeń po powrocie z Księżyca jest na pewno kompletny...

piątek, 11 kwietnia 2014

"Futbolowa wojna światów" - Andrzej Gowarzewski

     Kolejny, świeżutki, jeszcze pachnący drukarnią, tom Encyklopedii Piłkarskiej "FUJI" zawitał do mnie w poniedziałek. Jest to druga część serii mundialowej (i tak, wiem, że właściwie powinienem najpierw napisać coś o części pierwszej. Ale po pierwsze primo, czytanie ponad 6000 krótkich notek biograficznych jest dość monotonne, jeśli czynić to ciurkiem, a po drugie primo, secundo znaczy, mam zamiar przestudiować je bardzo dokładnie i szczegółowo przekazać autorowi swoje spostrzeżenia w kwestiach takich jak literówki, transkrypcja ewentualnie bułgarskie tradycje imiennicze). Wracając do niniejszej książki - mistrzostw świata w historii zdążyło już być tyle, że ich opracowanie zdecydowanie przekracza pojemność jednego tomu (o ile nie chcemy otrzymać gigantycznej i mało poręcznej cegły), więc w tym poczytamy sobie jedynie o latach 1930 (a nawet o paru latach wcześniejszych...) - 1978. Wybór takiej, a nie innej cezury czasowej jest logiczny i prosty do zrozumienia - otóż od 1982 roku autor wszystkie mundiale obserwował już osobiście, na żywo i na miejscu. A to, co zna tylko z telewizji, opowiadań i żmudnych poszukiwań archiwalno-dziennikarskich - zawarł w tym tomie.

niedziela, 6 kwietnia 2014

"Gdybyś mnie teraz zobaczył" - Cecelia Ahern

     Spokojne irlandzkie malutkie miasteczko, można powiedzieć, na zadupiu. Młoda Elizabeth stara się prowadzić życie maksymalnie uporządkowane, regularne - można powiedzieć nudne i sztywniackie. Od czasu do czasu jej spokój zakłóca Saoirse - niezrównoważona siostra z problemem alkoholowym i Luke - sześciolatek, syn Saoirse, którym Elizabeth musi się opiekować pod nieobecność jego matki. Jest nastawiona głównie na pracę - projektowanie wnętrz, tak samo poważnych, dostojnych, standardowych, nudnych. I tak mijają jej dni, dopóki pewnej chwili Luke nie zdobywa nowego przyjaciela. Niewidzialnego.
     Ivan jest etatowym niewidzialnym przyjacielem, członkiem zespołu z Krainy Bajek. Może go zobaczyć tylko to dziecko, do którego został wysłany, żeby pomóc mu w przejściu określonego etapu w życiu. Dlatego widzi go Luke. Ale - to tylko teoria. Dla Elizabeth Ivan na początku jest jedynie wymysłem chłopca - i to ledwie tolerowalnym. Do czasu...
     Pewnego pięknego dnia okazuje się, że i Elizabeth go widzi - co staje się olbrzymim szokiem zarówno dla niej samej, jak i dla Ivana - ten z kolei nie wiedział, że taka sytuacja może zaistnieć i początkowo nie może się odnaleźć w nowych realiach. Szczęśliwy jest tylko Luke, który zyskał nowego, doskonałego partnera do zabaw, powiernika w problemach i w ogóle wymarzonego przyjaciela.

środa, 2 kwietnia 2014

"Baśnie japońskie" - Royall Tyler

     Na blogu opisywałem już baśnie afrykańskie, tym razem przyszła pora na wydane w tej samej serii National Geographic opowieści z Kraju Kwitnącej Wiśni. Jest ich mrowie a mrowie, bo dokładnie 220, zaczerpniętych z rozmaitych japońskich zbiorów (od początku VIII wieku aż po rok 1578) i najczęściej dotyczą wydarzeń z klasycznego okresu cywilizacji japońskiej. Opowiadania/baśnie są... różne. Bardzo różne. Mamy tu i króciutkie opowiadanka na niecałe pół stroniczki, zawierające jakąś prostą historyjkę, mamy też i dużo dłuższe legendy, niosące ze sobą ważny przekaz.
     Tematyka prezentowanych opowieści jest różnorodna i jest w nich miejsce na wszystko. Spotkamy i cesarskich urzędników, i buddyjskich mnichów, chłopów pracujących w polu, bogów i bodhisattwów w różnych wcieleniach oraz, nierzadko magiczne, zwierzęta. Wśród tych ostatnich szczególnie wyróżniają się lisy, które nierzadko mogą przybrać ludzką postać i wchodzić w interakcje z człowiekiem oraz węże. Częsty motyw stanowią także odwiedziny osób żywych przez ich zmarłych bliskich i krewnych, którzy wskazują, w jaki sposób można ulżyć ich doli na tamtym świecie i pomóc odrodzić się w jednym z rajów (najczęściej w roli takiego "biletu" występuje buddyjska Sutra Lotosu).

sobota, 29 marca 2014

"Złapać życie za ogon" - John Grogan

     Z Johnem Groganem, felietonistą "Philadelphia Inquirer" zetknąłem się już wcześniej przy okazji lektury "Marley i ja". Już wtedy przekonałem się, że potrafi w bardzo interesujący sposób opowiadać o sprawach życia codziennego. W tamtej książce była to historia losów jego psa, labradora Marleya, którego z jednej strony uważał za najgorszego psa na świecie, a z drugiej - za ukochanego członka rodziny, którego braku nie można byłoby sobie wyobrazić. Była to historia pełna wzruszeń, radości - ale też złości, zdenerwowania, zrezygnowania i zmęczenia. Po prostu życie z psem w całej okazałości.
     W tym zbiorze felietonów Marley znów powraca, choć nie jest, co zrozumiałe, główną jego postacią. Niemniej - to chyba jemu można zawdzięczać tytuł książki. A co w środku? Ano w środku dziesiątki felietonów zgrupowanych w trzy tematyczne kategorie: Rodzina, Zwierzęta oraz, najbardziej obszerną, Życie. Odnajdujemy tam zarówno bardzo osobiste felietony, poświęcone bezpośrednio autorowi i jego najbliższym (jak choćby te o wycieczkach do różnych miejsc w Stanach z synem, o odwiedzinach u matki, o pierwszym papierosie czy o spotkaniu z Pierwszą Damą), jak i bardziej ogólne, skłaniające do głębszych przemyśleń (tu przykładem mogą być rozważania na temat obecnych standardów kontroli na lotniskach i ich celowości). Na łamach książki spotykamy też niezwykłych ludzi, jakich być może codziennie, nieświadomie, mijamy na ulicach. Poznajemy historię niesłyszącej dziewczynki, która dzięki upartej pracy nauczyła się grać na skrzypcach, nastoletniej matki, która, z miłości do dziecka, dała radę się wyzwolić z narkomanii. A także rodziny, której linie lotnicze zgubiły ulubionego kota podczas ich przeprowadzki do Wielkiej Brytanii. Albo wreszcie Barry'ego Greenberga, który odbył podróż na Biegun Północny, by tam rozsypać prochy swojego husky czy zwykłego żołnierza, który wysłany do Iraku zorganizował wielką akcję pomocy tamtejszym ubogim dzieciom.

niedziela, 23 marca 2014

"Dersu Uzała" - Władimir K. Arsienjew

     Wydawnictwo Zysk i spółka w swej serii "Podróże retro" wznowiło książkę W. Arsienjewa - "Dersu Uzała". Na samym wstępie powiem, że powieść, napisana w 1923, wciąż może być cenną i ciekawą lekturą, choć, oczywiście, pewne archaiczne cechy stylistyczne dadzą się w trakcie czytania zaobserwować. Ale nie przeszkadzają.
     Akcja powieści przypada na koniec 1907 i początek 1908 roku. Autor, carski oficer, etnograf i podróżnik, postanawia kontynuować swoje wcześniejsze badania Dalekiego Wschodu Rosji, tym razem kierując się na dorzecze Ussuri, góry Sichote-Aliń oraz wybrzeże Morza Japońskiego. Wiedząc, że będzie musiał wędrować przez słabo albo w ogóle nie zbadane tereny, często z dala od osiedli ludzkich i współczesnej cywilizacji, pragnie, by w wędrówce, oprócz oddziału strzelców towarzyszył mu Dersu Uzała - myśliwy z narodu Goldów (obecnie - Nanajów), którego poznał rok wcześniej podczas poprzedniej ekspedycji. Uważa jego obecność za niezbędny warunek powodzenia całej wyprawy.

czwartek, 20 marca 2014

"Moje akwarium" - Hans Frey

     Akwarystyka to bardzo miłe hobby. Może wprawdzie rybki nie będą takim przyjacielem jak pies, nie będą tak puchate i mięciutkie jak królik, ani nie będzie można się z nimi bawić jak z kotem, ale to nie znaczy, że w obcowaniu z nimi nie można znaleźć przyjemności. Kolorowe i błyszczące rybki to wartość dodana dla każdego mieszkania, długie obserwowanie mieszkańców akwarium niewątpliwie uspokaja, a do tego, jeśli się ma odrobinę talentu obserwacyjnego i szczęścia, można być świadkiem naprawdę fascynujących zdarzeń w podwodnym świecie. A także dochować się potomstwa - trudno wątpić, że do takich odchowanych od małego rybek można się przywiązać znacznie bardziej, niż do kupionych w sklepie lub na rynku. Niemniej jednak... pies, kot czy inny "lądowy" pupil z reguły mają jakby nieco mniejsze wymagania życiowe i dużo łatwiej stworzyć im ich własny kącik. A akwarium - to już znacznie trudniejsza sprawa.
     I właśnie o tym, jak takie akwarium urządzić i jak "małym towarzyszom" stworzyć możliwie optymalne warunki mówi ta książka. I od razu na początku powiedzmy sobie jasno. Tak, jest to stara książka. W Polsce wydana prawie 30 lat temu. I do tego - na bazie 16 wydania niemieckiego oryginału. Więc na pewno nie jest w 100% au courant z najnowszymi trendami akwarystyki, na pewno nie wspomina o wielu gatunkach ryb, które pojawiły się w naszym kraju dopiero w latach późniejszych. Rzekłbym nawet - jest lekko staroświecka. Jednak niekoniecznie uważam to za wadę - pewne podstawy teoretyczne pozostają wszak niezmienne, choćby upłynął dwukrotnie dłuższy czas. I początkujący akwarysta z całą pewnością znajdzie w tej książce niemało cennych rad, które, być może, zaoszczędzą mu rozczarowań i nauki na własnych błędach (w tym przypadku wszak opłaconych zdrowiem i życiem rybek...)

niedziela, 16 marca 2014

"Baśnie afrykańskie" - Roger D. Abrahams

     Niedawno na polskim rynku czytelniczym pojawiła się seria "Baśnie etniczne 18+" (niedługo na blogu, również z tej serii, baśnie japońskie), sygnowana marką National Geographic. Już sam ten fakt wskazuje, że mamy do czynienia z książką nie byle jaką i z całą pewnością interesującą dla każdego, kto jest ciekawy świata. Jej zadaniem jest przybliżyć nam Czarną Afrykę w sposób inny niż zazwyczaj - nie ograniczając się do malowniczych (lub czasami - szokujących) widoczków z murzyńskich wiosek, lecz starając się, poprzez baśnie, przekazać nam wizję świata i mentalność mieszkańców tamtych regionów. Dodatkową zaletą może być także garść informacji bardziej naukowych, pozwalających wyraźniej uświadomić sobie różnice między baśnią afrykańską, a dobrze nam znanymi (choć czy rzeczywiście w wersjach autentycznych?) opowieściami europejskimi.
     By zminimalizować szok poznawczy, autor najpierw wprowadza czytelnika w świat opowieści o cudach i dziwach, w których występują znane nam elementy, takie jak trudne, powtarzające się zadania, którym musi sprostać bohater, magiczni pomocnicy, którzy odwdzięczają się za udzieloną pomoc, czy ręka królewny jako nagroda. Ale czysto afrykańskich motywów - nie brakuje. Są i pieśni (odgrywające olbrzymią rolę podczas opowiadania!), są egzotyczne zwierzęta i rośliny, egzotycznie dla europejskiego ucha brzmią imiona bohaterów, niezmiernie zróżnicowane - wszak w skład antologii weszły baśnie zarówno z Afryki Zachodniej, z dżungli leżących nad rzeką Kongo, ale też i z terenów Afryki Południowej, zuluskie i buszmeńskie... Autor podejmuje też próbę ukazania autentycznych "zawodów w kłamaniu", kiedy to kilku bajarzy walczy o uwagę i uznanie słuchaczy, opowiadając tę samą historię - ale każdy po swojemu, w swoim niepowtarzalnym stylu. W relacji z tych "zawodów" zapis bajek nie podlegał obróbce literackiej, został przedstawiony słowo w słowo, z zachowaniem nawet imitujących dźwięki onomatopei. Jest to niewątpliwie rzecz godna uwagi, choć muszę przyznać, że niełatwa w odbiorze. Podejrzewam, że słuchając tego (i mogąc zrozumieć) - byłbym zachwycony, jednak czytając... Nie szło mi to swobodnie.

poniedziałek, 10 marca 2014

"Jesienna miłość" - Nicholas Sparks

     Książka-wspomnienie. Blisko 60-letni człowiek przenosi się, niczym wehikułem czasu, do lat swej szkolnej młodości i snuje opowieść o swojej pierwszej - i jedynej zresztą - miłości. Historia mogłaby się przydarzyć wszędzie i jej uniwersalność jest dużą zaletą. Dzięki temu łatwiej się wczuć w sytuację Landona Cartera, syna jednego z kongresmenów Karoliny Północnej.
     Landonowi niczego nigdy specjalnie nie brakowało i żyło mu się dostatnio - choć ceną za to był niestety permanentny brak ojca w domu i, w pewnym stopniu brak możliwości samodzielnego podejmowania decyzji życiowych. Jeden z takich przypadków, jak się potem okazało, miał zaważyć na całym jego życiu. Landon został zmuszony do wzięcia udziału i wygrania wyborów na przewodniczącego szkolnego samorządu. Co za tym idzie, jako osoba funkcyjna, nie miał wyboru i musiał iść na bal na rozpoczęcie roku, a co gorsza - nie mógł na niego iść sam. Musiał zaprosić jakąś dziewczynę...

wtorek, 4 marca 2014

"Toksykologia : wybrane zagadnienia" - pod red. Jerzego Brandysa

     Otaczający nas świat jest bardzo różnorodny i przy obecnym stanie wiedzy żaden człowiek nie zdoła już opanować jej w całości i dogłębnie. Ale zawsze warto próbować rozszerzać swoje wiadomości o nowe dziedziny, choćby tylko powierzchownie. Dlatego tym razem na blogu gości podręcznik toksykologii dla studentów medycyny. Całkiem spory kawał zupełnie solidnej wiedzy z dziedziny, która dla przeciętnego zjadacza chleba jest otoczona pewną aurą tajemniczości. Od razu i z góry zastrzegam: NIE MA tu informacji, jak przygotować trucizny, ani jak je podawać, to nie Vademecum truciciela. Za to o tym, jak je zwalczać i leczyć zatrutych - jest wcale niemało.
     Pierwszy rozdział jest wyjątkowo techniczno-teoretyczny, wymaga maksymalnej koncentracji, a i tak u osób bez odpowiedniego przygotowania pozostawia wyłącznie tzw. blade pojęcie, że trucizny można wykrywać na kilka sposobów, może zostaną w pamięci takie słowa jak spektroskopia i chromatografia, ale szczegóły techniczne działania poszczególnych elementów aparatury oraz składy chemiczne wszelkiego rodzaju mieszanin to raczej nie na głowę przeciętnego człowieka. Lepiej prezentuje się rozdział toksykometryczny - pozwala uświadomić sobie, jak wiele zwierząt laboratoryjnych traci zdrowie i życie w cierpieniach, by człowiekowi żyło się lepiej i bezpieczniej. Niestety jest to ofiara konieczna i można tylko dążyć do tego, by rolę zwierząt w procesie testowania zagrożeń ograniczyć do absolutnego minimum... Poszczególne metody testowe są opisane dość szczegółowo i, choć przecież służą słusznej sprawie, czasami budzą dreszcze. A z ciekawostek można się dowiedzieć, że szczury są mniej więcej trzykrotnie odporniejsze na alkohol niż króliki i psy.

środa, 26 lutego 2014

"Zarys historii sportu samochodowego" - Jan A. Litwin

    Przeciętny, weekendowy kibic zainteresował się bliżej Formułą 1, kiedy przebił się do niej Robert Kubica. Od razu - Kubicomania, wysyp domorosłych specjalistów od F1 na każdym kroku. Gdy uległ wypadkowi w rajdzie - uwielbienie przerodziło się w oblewanie pomyjami, a gdy powrócił na trasy rajdowe - nagle wszyscy popisują się wiedzą o rajdach i udają ekspertów. Oczywiście, nie mam na myśli tych, którzy są zainteresowani naprawdę, a ich wiedza nie jest tylko powierzchowna... W każdym razie, czy się jest miłośnikiem weekendowym, czy też prawdziwym pasjonatem sportu samochodowego, warto udać się na poszukiwania tej książki, przeczytać od deski do deski, a potem przydzielić jej jedno z honorowych miejsc na półce. 
    Biorąc pod uwagę czas jej wydania (1992), kiedy to jeszcze Internet w Polsce był towarem prawie że bajkowym, a już na pewno niedostępnym przeciętnemu Kowalskiemu, stanowi ona prawdziwe arcydzieło. Dostarcza czytelnikowi mnóstwa informacji - zarówno suchych statystyk, jak i tych podanych w formie wciągającej narracji. A opisuje całą historię sportu motorowego - od pierwszych, dziś wywołujących uśmiech rozrzewnienia, zawodów w XIX wieku, po w pełni profesjonalny i zawodowy sport roku 1990.

sobota, 22 lutego 2014

"Cyfrowe marzenia : historia gier komputerowych i wideo" - Piotr Mańkowski

     Przyznać się - kto z Was nigdy, ani razu, nie grał w żadną grę elektroniczną? Na komputerze? Na konsoli? Na wielkim automacie do gry? A może chociaż w zająca łapiącego jajeczka na radzieckiej minikonsoli? No właśnie. Gry elektroniczne już od kilku dekad są nieodłącznym elementem codziennego życia i jest praktycznie niemożliwe, by nie zetknąć się z nimi choć raz w życiu. Dla większości młodzieży są, cóż tu kryć, jednym z podstawowych elementów rozrywki. A skoro tak, to warto się czegoś więcej o nich dowiedzieć - skąd się wzięły i jak powstawały, poznać najważniejsze z nich, ich autorów i producentów. Całą tę wiedzę, podaną w przystępny sposób można znaleźć w tej oto książce.
     Autor przedstawia dzieje gier elektronicznych w układzie chronologicznym, z podziałem na dekady. Swą interesującą opowieść zaczyna w latach 70. Wprawdzie pierwsze, jeszcze bardzo prymitywne programy, które na upartego można byłoby nazwać grami, powstawały już wcześniej (kółko i krzyżyk na komputer rozmiarów słonia pod sam koniec lat 50, pierwsza symulacja tenisa stołowego po kolejnych 10 latach), to jednak dopiero w latach 70 z "wirtualnego" jaja zaczęły się wykluwać pierwsze pomysły. Ponieważ miniaturyzacja cały czas wciąż była w powijakach, nie może dziwić fakt, że pierwsze maszyny, przeznaczone wyłącznie do grania, były wciąż większe od człowieka. Dostępne na nich atrakcje dziś wywołałyby jedynie uśmiech politowania, ale wtedy przyciągały młodzież jak potężne magnesy, oferując możliwość przeżycia wirtualnej przygody. Z drugiej strony, to, że grafika stała na bardzo niskim poziomie, stwarzało szerokie pole dla wyobraźni... 

wtorek, 18 lutego 2014

"Nauka Świata Dysku III : zegarek Darwina" - Terry Pratchett, Ian Stewart, Jack Cohen

     Świat Dysku, ale jednak inaczej, niż w cyklu głównym. Jak wiadomo, zaczęło się od tego, że uniwersyteckim magom stworzył się świat. Kulisty. Dziwnie podobny do naszej Ziemi, a jednocześnie dla nich tak niezwykły, jak dla nas idea czterech słoni i A'Tuina. No i magowie sobie ten świat obserwują (a Myślak Stibbons nawet mniej więcej rozumie - choć bardzo często musi się odwoływać do idei kwantów), przyglądają się rozwojowi poszczególnych cywilizacji (przed ludźmi były m.in. inteligentne kraby) i próbują wpłynąć na losy tej kuli na tyle, by ludzkość nie wyginęła w czasie kolejnej epoki lodowcowej. Tym razem wszystko zaczyna się sypać, kiedy niejaki Karol Darwin pisze książkę. Ale nie o powstawaniu gatunków. O ich STWARZANIU.
     Ponieważ HEX symuluje, jako konsekwencję powstania właśnie takiej książki, spowolnienie rozwoju ludzkości oraz jej zagładę w okowach lodu, magowie postanawiają przeniknąć do świata Kuli, poingerować i tak pozmieniać historię, by Darwin jednak napisał właściwą książkę. Co jednak nie okazuje się takie proste, jak początkowo myśleli. Wstępne wyliczenia Myślaka wskazały, że trzeba będzie interweniować jedynie w 17 drobnych sytuacjach, które miały spowodować, że Darwin wsiądzie na statek, dopłynie na Galapagos, natchnie się ewolucją, przemyśli i napisze książkę. Niestety okazuje się, że te drobne interwencje wywołują konieczność kolejnych, a ich liczba rośnie lawinowo, sięgając dziesiątek tysięcy. Tym bardziej, że książkę o ewolucji Darwin pisze tylko w jednym z miliardów wariantów przyszłości...

środa, 12 lutego 2014

"Grawitacja" - Tess Gerritsen

    Tym razem nie mamy do czynienia wyłącznie z powieścią kryminalną. To znaczy owszem, elementy kryminalno-detektywistyczne są. Ale dominuje tematyka naukowo-medyczna, w klimatach kosmicznych. Całkiem sympatyczna odmiana, w dodatku, sądząc po zamieszczonych w książce podziękowaniach - oparta o prawdziwe realia, więc i jakiś pożytek dydaktyczny można z niej wyciągnąć. 
     Główną postacią jest Emma Watson - lekarka i kosmonautka w jednym. Przygotowuje się, razem ze swoim zespołem, do lotu na kosmiczną stację orbitalną, gdzie mają zastąpić inną załogę, która przebywa tam już od dłuższego czasu. Choć są poddawani ekstremalnemu treningowi, który symuluje nawet zupełnie nieprawdopodobne sploty wypadków, wszystko przebiega dobrze. Do momentu, w którym w wypadku drogowym ginie żona jednego z członków załogi stacji. Trzeba go jak najszybciej sprowadzić na Ziemię, więc Emma leci w trybie przyspieszonym, bez reszty swojej ekipy.
     Pierwsze dni na stacji mijają spokojnie, a jedynym nieprzewidzianym momentem jest ten, w którym jedna z badanych na zlecenie prywatnej firmy próbek zaczyna rozwijać się niezgodnie z planem. Jej właściciel nakazuje spalić całość materiału. I teoretycznie zostaje to wykonane, ale... okazało się, że już wcześniej z materiałem zetknęła się jedna z myszy, wykorzystywanych w innym eksperymencie. I zaczyna się cały łańcuszek: mysz zaraża inne myszy, potem przez ugryzienie zaraża się naukowiec odpowiedzialny za eksperyment. Emma próbuje zdiagnozować chorobę, jednak kiedy w końcu zapada decyzja o ewakuacji na Ziemię - jest już za późno. Ratunkowy prom przybywa jedynie po zwłoki Japończyka. 

środa, 5 lutego 2014

"Tako rzecze... Lem : ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś" - Stanisław Lem, Stanisław Bereś

     Rozmowa, zwłaszcza długa, ze Stanisławem Lemem nie była rzeczą łatwą do osiągnięcia dla przeciętnego czytelnika nawet za życia pisarza - a obecnie, ze zrozumiałych względów, jest już w ogóle nieosiągalna - widmotrony wszak nie istnieją... Jednak, jeśli ktoś życzyłby sobie być choćby postronnym świadkiem takiej rozmowy, ta książka da mu taką możliwość. Zostały w niej zawarte zapisy rozmów, które prowadził z Lemem Stanisław Bereś, poruszając w nich naprawdę wiele bardzo różnorodnych tematów. Większość rozmów przypadła na lata 1981-1982, w tamtym czasie ukazało się też pierwsze wydanie tej książki - lecz ocenzurowane, pozbawione paru rozdziałów, ze zmienionym tytułem. Obecnie możemy przeczytać wersję pełną, a nawet rozszerzoną, o kolejne rozmowy przeprowadzone "dwadzieścia lat później"...

niedziela, 2 lutego 2014

"Ostatni bohater" - Terry Pratchett

     Ostatnia książka z podstawowej serii Świata Dysku, którą musiałem upolować. Do niedawna bardzo trudno dostępna i osiągająca bardzo wysokie ceny na aukcjach, obecnie, dzięki nowemu wydaniu oraz empikowej promocji zawitała na mojej półce. 
     Pierwsze wrażenie jest takie, że jest to powieść taka jak każda ze Świata Dysku, ale jednocześnie zupełnie odmienna. Jednym z powodów jest to, w jaki sposób została wydana - zupełnie niestandardowy format, zupełnie inny papier, liczne ilustracje (doskonałe zresztą). Treściowo natomiast mamy to, co tygryski lubią najbardziej, czyli dyskową historię, z odpowiednimi dawkami intrygi, humoru, refleksji oraz nawiązań intertekstualnych. 
     Powieść ma dwa główne wątki. W pierwszym śledzimy wydarzenia związane ze Srebrną Ordą Cohena Barbarzyńcy (obecnie Dżyngisa Cohena), w drugim - to, co się dzieje w Ankh-Morpork (ale nie tylko). Oba wątki zetkną się w jeden w centralnym i wysoko położonym punkcie Dysku...

niedziela, 26 stycznia 2014

"Przekładaniec" - Stanisław Lem

     XXXIII tom dzieł zebranych Stanisława Lema, zatytułowany "Przekładaniec", to zbiór krótszych utworów pisarza, które nie nadawałyby się na samodzielne książki. Są tu i słuchowiska radiowe i scenariusze filmowe na podstawie Lemowych powieści. Plus posłowie J. Jarzębskiego poświęcone właśnie nienarracyjnym utworom Lema. Czyli pakiecik bardzo zgrabny, ale zarazem tak zróżnicowany, że nie da się w nim wyróżnić jakiejś dominanty, ani też streścić fabuły. Dlatego każdy z utworów będzie omówiony osobno. A więc, do dzieła!
     "Czy pan istnieje, Mr Johns?" - sztuka, bo tak wypadałoby to nazwać, oparta na dość ciekawym aspekcie cyborgizacji. Otóż, jest sobie kierowca rajdowy. Kierowca jeździ agresywnie i ma wypadki. A w wyniku wypadków odnosi kontuzje, których skutki są niwelowane przez zakup protez. I tak krok po kroku tytułowy Johns ma w sobie coraz mniej człowieka, a coraz więcej maszyny. I coraz więcej długów, zaciągniętych na zakup nowych części. W końcu, gdy elektronika zastąpiła nawet jego półkule mózgowe, producent części pozywa go do sądu i żąda by Johns, resp. maszyna, będąca nim kiedyś, stał się reklamą firmy, stojącą w oknie wystawowym. Z kolei Johns domaga się od firmy odszkodowania za brak możliwości dalszego zarabiania startami w rajdach, z których został wykluczony jako "automatyczne bezludne urządzenie". Do rozważań.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Groteska w twórczości Stanisława Lema" - Maciej Dajnowski

Groteska w twórczości Stanisława Lema
     Książka ściśle naukowa, stanowiąca odrobinę przerobioną rozprawę doktorską autora. Z tego powodu, z góry można założyć, że krąg jej odbiorców będzie dość wąski i ograniczy się głównie do specjalistów z zakresu literaturoznawstwa, stylistyki, może językoznawstwa - a i to głównie polonistów. I jedynie najwięksi miłośnicy twórczości Lema tę niskonakładową w sumie pracę odnajdą i spróbują przeczytać. A warto, bo choć praca ma charakter naukowy, to jednak pisana jest językiem wystarczająco zrozumiałym, by przeciętny czytelnik był w stanie przyswoić sobie zawarte w niej treści.
     W pracy wyszczególnionych jest osiem rozdziałów, każdy zajmuje się innym aspektem groteskowości w utworach Stanisława Lema - tak wyraźne rozwarstwienie stanowi dużą zaletę, ze względu na to, że pozwala łatwo dotrzeć do poszukiwanych informacji i nie skazuje czytelnika na wertowanie całej książki, by odnaleźć interesujący element. 
     Pierwsze dwa rozdziały mają charakter mocno teoretyczny, koncentrują się na przedstawieniu opinii krytyków literackich na temat groteskowych i ludycznych utworów pisarza. Zauważają oni rozmaite możliwości interpretacyjne, którymi w dalszej części pracy będzie zajmować się autor. Poznamy także kryteria definicyjne, według których będzie on charakteryzować gatunki literackie: groteskę, fantastykę oraz science fiction.

sobota, 18 stycznia 2014

"Aniołowie chaosu" - Graham Masterton

 Graham Masterton to pisarz wielobranżowy. Niektóre gatunki wychodzą mu gorzej (większość horrorów), niektóre lepiej (powieści historyczne, thrillery). Tym razem dostajemy thriller z elementami fantazji historycznej. Zaczyna się dość niewinnie - podczas zdjęć do filmu, odbywających się koło skał Gibraltaru, kaskader Noah swoją nonszalancką jazdą na skuterze wodnym przyczynia się do zatopienia drogocennej kamery. Kiedy nurkuje, by ją odzyskać, odkrywa wrak samolotu, w nim szczątki pilota i amulet, pokryty dziwnym wzorkiem, z napisem PRCHAL. Postanawia odkryć tajemnicę przedmiotu. Jego współpracownik, Mo, rozpoznaje wzorek jako pismo klinowe i obiecuje uzyskać informacje od znajomego profesora, zaś Noah zawozi amulet do swojej dawnej partnerki, specjalizującej się w jubilerstwie. Tymczasem w dalekim Dubaju ma miejsce zamach na Adeolę Davis, przedstawicielkę organizacji DOVE, walczącą o pokój na świecie. Pozornie nie ma to żadnego związku z tajemniczym amuletem. Do czasu. 

     Gdy opuszczał dom swojej byłej, Noah zauważył parę mężczyzn w szarych garniturach, wkraczających do jej domu. Zaniepokojony wkroczył tam tylko po to, by stać się świadkiem brutalnej egzekucji. Jedynie cudem udało mu się uciec i zlikwidować jednego z przeciwników. Jednak to był dopiero początek jatki. Inni ludzie w takich samych strojach zabili Mo i jego żonę, spalili także dom Noaha, który razem z Silją, swoją filmową partnerką oraz Leonem, synem Mo, postanawiają za wszelką cenę dopaść morderców, pomścić ofiary i rozwiązać tajemnicę. Jednym z pierwszych odkryć było to, że zamachowiec, który próbował zabić Adeolę, miał na szyi identyczny amulet...

wtorek, 14 stycznia 2014

"Na dalekiej Ukrainie : dzieje Kozaczyzny do 1648 roku" - Władysław A. Serczyk

     Kozak, Ukraina - to pojęcia, które w świadomości przeciętnego Polaka od razu wywołują stereotypowe skojarzenia. Ukraina - to nasze dawne ziemie, nasze Kresy, tereny, na których niegdyś rządziła Rzeczpospolita. A Kozak - romantyczny, najlepiej jeszcze przystojny jak filmowy Bohun, dziki, miłujący swobodę, hulaka - i wróg Polski. No ale stereotypy stereotypami, a prawda, jak to zwykle bywa - pośrodku leżała. A gdzie, w jakich rejonach - o tym właśnie mówi ta książka.
     Trzeba bardzo wyraźnie podkreślić, że autor bardzo obficie korzysta z tekstów źródłowych - ukraińskich, polskich, rosyjskich. Często przytacza ich duże fragmenty (w polskim tłumaczeniu), pozwalając czytelnikowi wyciągać także wnioski samemu. A pisze na wiele tematów i przedstawia opis Kozaczyzny bardzo szczegółowy...

poniedziałek, 13 stycznia 2014

"Co to są sepulki? : wszystko o Lemie" - Wojciech Orliński

     O Stanisławie Lemie oraz o jego twórczości można by pisać długo i bardzo naukowo. Ale można też w sposób znacznie lżejszy, choć wcale nie mniej treściwy. Wojciech Orliński, dziennikarz zafascynowany wszystkim, co z Lemem związane, próbuje przekazać czytelnikowi swoją fascynację, podzieloną na krótkie, zgrabnie ujęte porcje. Książka stanowi swojego rodzaju leksykon lemologiczny, w którym swoje hasła znajdują zarówno utwory Lema, tematy w nich poruszane, a także osoby, których losy splotły się z losami pisarza. Wszystko to bez przynudzania i przeciągania, w akuratnych dawkach.

     Nie jest łatwo streścić książkę, w której nie ma żadnej akcji, żadnej fabuły, zaś większość haseł jest właśnie streszczeniami - bądź to utworów, bądź to epizodów z biografii pisarza. Dlatego raczej po prostu zwrócę uwagę na kilka przykładów tego, co najciekawsze i najtrudniejsze do uzyskania z innych źródeł - informacje o zaginionych utworach S. Lema, o tym, dlaczego naukowiec Wilhelm Eeney z "Głosu Pana" to satyra na pewnego wysoko postawionego przedstawiciela betonu partyjnego, o percepcji Lema w krytyce literackiej i naukowej lat 50. (i o tym, co inżynier Białoborski udowodnił na podstawie danych technicznych zawartych w pierwszych książkach pisarza), czy o tym, jak będzie wyglądać po węgiersku słynne zawołanie bojowe - Awruk!. I wiele innych.

czwartek, 9 stycznia 2014

"Zrozumieć Indie" - Ryszard Piekarowicz

Zrozumieć Indie
     Tytuł wydawał się całkiem obiecujący, podobnie jak i okładka książki. Więc się skusiłem. Początek zapowiadał się wcale nieźle - zwrócenie uwagi na mnogość kontrastów, na ogrom Indii, różnorodność etniczną, językową. Brzmi ciekawie, prawda? I teoretyczny potencjał książka miała ogromny. Ponad 450 stron to dość miejsca, by poświęcić odpowiednią uwagę wszystkim ciekawym zagadnieniom. No właśnie, teoretyczny...
     Owszem, w tej całkiem niecienkiej książce da się wynaleźć interesujące ciekawostki, wzbogacające wiedzę o egzotycznych Indiach. Z zaciekawieniem można przeczytać o przebiegu "zielonej rewolucji", dzięki której wzrosła wydajność upraw rolnych - i o stosunkach ekonomicznych na wsi, na pół jeszcze feudalnej, które nierzadko odstraszały chłopa od inwestycji w nowe wizje uprawy. Można poczytać i o sposobach walki z eksplozją demograficzną, która była problemem dla Indii już przed 40 laty. Autor wspomina również kwestię świętych krów czy ideę bhudanu, propagowaną przez Vinobę Bhavego, mającą skłonić bogaczy do przekazania choć niewielkiej części swej ziemi bezrolnym chłopom. To jest nie najgorsze. Da się też poczytać o kaprysach maharadżów, z czasów sprzed zrównania ich z pozostałymi obywatelami. To jednak tylko rodzynki w raczej zakalcowatym cieście...

środa, 8 stycznia 2014

"Bestie : zbrodnie i kary" - Janusz Maciej Jastrzębski

Bestie. Zbrodnie i kary.
     Zbrodnie... coś, czym media karmiły, karmią i karmić będą także w przyszłości. Ludzie już mają coś takiego w naturze, że choć postaci i czyny morderców, gwałcicieli i innych zbrodniarzy są odrażające i szokują, to jednak także przyciągają uwagę i zainteresowanie. Wystarczy sobie przypomnieć wielki spektakl pod tytułem "mama Madzi" - a przecież ona nie była zagrożeniem dla zwykłego, szarego obywatela i raczej nikt się nie obawiał, że w jakiejś ciemnej uliczce zostanie przez nią napadnięty. Kiedy zaś do zwykłej ludzkiej ciekawości dołączy jeszcze zagrożenie i obawa - czy trudno się dziwić, że losy okrutnych bandytów znajdują takie zainteresowanie? W tej książce autor, dziennikarz wyspecjalizowany w problematyce przestępczej i sprawozdawca sądowy, przedstawia historie najgroźniejszych, najstraszniejszych i budzących największą grozę morderców Polski powojennej.
     Na ponad 900 stronach przedstawione zostały historie blisko 30 skazanych za wielokrotne morderstwa, czasem gwałty, a nierzadko także, niejako przy okazji, pomniejsze przewiny. Od najbardziej znanych, jak trójka "Wampirów" - z Sosnowca, Bytomia i Bytowa czy wychodzący niedługo na wolność nauczyciel-pedofil z Piotrkowa, po postaci bardziej zapomniane, działające tuż po II wojnie światowej. Autor, na podstawie materiałów śledczych, opisuje zrekonstruowany przebieg wydarzeń, które doprowadziły ich na salę sądową, a także przedstawia przebieg procesów - wraz z zapadającymi wyrokami. Opisy są, na ile to możliwe, pozbawione emocji oraz większej niż jest to niezbędne brutalności.