Zbrodnie... coś, czym media karmiły, karmią i karmić będą także w przyszłości. Ludzie już mają coś takiego w naturze, że choć postaci i czyny morderców, gwałcicieli i innych zbrodniarzy są odrażające i szokują, to jednak także przyciągają uwagę i zainteresowanie. Wystarczy sobie przypomnieć wielki spektakl pod tytułem "mama Madzi" - a przecież ona nie była zagrożeniem dla zwykłego, szarego obywatela i raczej nikt się nie obawiał, że w jakiejś ciemnej uliczce zostanie przez nią napadnięty. Kiedy zaś do zwykłej ludzkiej ciekawości dołączy jeszcze zagrożenie i obawa - czy trudno się dziwić, że losy okrutnych bandytów znajdują takie zainteresowanie? W tej książce autor, dziennikarz wyspecjalizowany w problematyce przestępczej i sprawozdawca sądowy, przedstawia historie najgroźniejszych, najstraszniejszych i budzących największą grozę morderców Polski powojennej.
Na ponad 900 stronach przedstawione zostały historie blisko 30 skazanych za wielokrotne morderstwa, czasem gwałty, a nierzadko także, niejako przy okazji, pomniejsze przewiny. Od najbardziej znanych, jak trójka "Wampirów" - z Sosnowca, Bytomia i Bytowa czy wychodzący niedługo na wolność nauczyciel-pedofil z Piotrkowa, po postaci bardziej zapomniane, działające tuż po II wojnie światowej. Autor, na podstawie materiałów śledczych, opisuje zrekonstruowany przebieg wydarzeń, które doprowadziły ich na salę sądową, a także przedstawia przebieg procesów - wraz z zapadającymi wyrokami. Opisy są, na ile to możliwe, pozbawione emocji oraz większej niż jest to niezbędne brutalności.
Zapoznając się z przedstawionymi wydarzeniami można dowiedzieć się, jakie były motywy działania zbrodniarzy, w jaki sposób działali i jak zachowywali się w czasie śledztwa - a wachlarz zachowań był pełny, od natychmiastowego przyznania się i niejako chwalenia się swoją działalnością, przez usilne zaprzeczanie wszystkiemu, aż do najbardziej skomplikowanego przypadku Leszka Pękalskiego (czyli "Wampira z Bytowa"), który to przyznawał się do kilkudziesięciu przestępstw, których wcale mu nie zarzucano, to odwoływał wszystkie swoje słowa, twierdząc, że nie popełnił żadnego z nich.
O każdym z 23 morderców można by napisać osobną notkę. Każdy z przypadków skłania do zastanowienia - okazuje się, że mordercą może być ktoś dobrze znany, może nim też być nieznajomy, nierzadko przyjezdny, kryjący się w jakimś ciemnym, ustronnym miejscu. Zło może czaić się wszędzie, choć nie da się ukryć, że łatwiej mu było za czasów PRL, gdy policja jeszcze nie dysponowała najnowszymi metodami naukowymi, o badaniach DNA nikt jeszcze nie słyszał, podobnie jak o monitoringu, telefonach komórkowych i całej masie udogodnień śledczych.
Do głębokiego zastanowienia skłania także, a może - przede wszystkim - kwestia kar, orzekanych w procesach. Większość skazanych zginęła na szubienicy, nieliczni mieli więcej szczęścia i łaskawości sędziów. Byli tacy, którzy na stryczek sobie zapracowali godziwie - trudno znaleźć usprawiedliwienie dla ojca i dwóch synów Zakrzewskich, którzy brutalnie zamordowali sołtysa wraz z całą rodziną, wyłącznie z pobudek rabunkowych, bez wyrażenia najmniejszej skruchy. Trudno bronić (choć znaleźli się i tacy, nawet po wielu latach) Jana Sojdy i jego towarzyszy, który pewnej wigilijnej nocy wywabili z pasterki swoich krewnych, do których żywili urazę, by następnie, gdy ci szli zimową nocą do swego domu, potrącić ich samochodem, skatować kluczem mechanicznym, a na koniec jeszcze raz, powoli i dokładnie, rozjechać głowę samochodem - na oczach kilkudziesięciu mieszkańców wsi, siedzących w stojącym obok autobusie. A choć śmierć mężczyzny, kobiety w ciąży i 12-letniego chłopca widziano - nikt nie chciał zeznawać, bojąc się Sojdy, który na wszystkich pasażerach autobusu wymusił przysięgę milczenia...
Z drugiej jednak strony na karę śmierci skazywano też jednostki, co prawda, śmiertelnie niebezpieczne dla otoczenia, lecz działające nie z wyrachowania, nie z chciwości. Wśród skazanych były też osoby odbiegające od normy psychicznej, zboczone, które, być może, nie miały możliwości w pełni kontrolować swoich poczynań, nawet jeśli zdawały sobie sprawę z ich niewłaściwości. Które, być może, leczone w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, dałoby się, po wielu latach, przywrócić społeczeństwu. Zdarzało się też, jak w przypadku Karola Kota, że biegli wydawali rozbieżne opinie, a sam wyrok zmieniał się dwukrotnie w kolejnych rewizjach i apelacjach. Z trzeciej strony - matka, która przez długi czas i w pełni świadomie znęcała się, w końcu ze skutkiem śmiertelnym, nad własnym niespełna 7-letnim dzieckiem, została skazana na jedynie 15 lat. Czy można więc w każdym z opisywanych przypadków mówić o sprawiedliwej decyzji sędziego?
Czytelnik może sobie wyrobić zdanie na temat wszystkich przedstawionych w książce złoczyńców. Może prześledzić działania milicji (lub policji) i późniejsze interpretacje sędziowskie - i wyrobić sobie własne zdanie na temat każdego z prowadzonych procesów. Czasem zaduma się nad nieudolnością panów w niebieskich mundurach, czasami popuka się w głowę, czytając o tym, jak świadkowie plączą się w zeznaniach. Będzie mógł samemu zdecydować, czy "Wampir z Bytowa" faktycznie był kilkudziesięciokrotnym mordercą, czy też w prawie wszystkie oskarżenia został wrobiony przez policjantów, chcących przy okazji wyczyścić sobie kartotekę niewykrytych przestępstw. Ale przede wszystkim dostanie wielką porcję kryminalnego horroru, w dodatku dokumentalnego i swojskiego, polskiego.
Nie jest to lektura miła, wesoła i przyjemna. Po jej przeczytaniu - nie wzrośnie wiara w ludzkość. Wprost przeciwnie, będzie można się bać. Zło, opisywane w tej książce, jest groźniejsze, niż to z bajek i efekty jego działania raczej nie kończą się happy endem. Ale też nie można zamykać oczu i mówić, że ono nie istnieje. Świat ma więcej niż jedno oblicze, a to straszne i groźne lepiej poznawać jedynie z kart książek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz