Z Johnem Groganem, felietonistą "Philadelphia Inquirer" zetknąłem się już wcześniej przy okazji lektury "Marley i ja". Już wtedy przekonałem się, że potrafi w bardzo interesujący sposób opowiadać o sprawach życia codziennego. W tamtej książce była to historia losów jego psa, labradora Marleya, którego z jednej strony uważał za najgorszego psa na świecie, a z drugiej - za ukochanego członka rodziny, którego braku nie można byłoby sobie wyobrazić. Była to historia pełna wzruszeń, radości - ale też złości, zdenerwowania, zrezygnowania i zmęczenia. Po prostu życie z psem w całej okazałości.
W tym zbiorze felietonów Marley znów powraca, choć nie jest, co zrozumiałe, główną jego postacią. Niemniej - to chyba jemu można zawdzięczać tytuł książki. A co w środku? Ano w środku dziesiątki felietonów zgrupowanych w trzy tematyczne kategorie: Rodzina, Zwierzęta oraz, najbardziej obszerną, Życie. Odnajdujemy tam zarówno bardzo osobiste felietony, poświęcone bezpośrednio autorowi i jego najbliższym (jak choćby te o wycieczkach do różnych miejsc w Stanach z synem, o odwiedzinach u matki, o pierwszym papierosie czy o spotkaniu z Pierwszą Damą), jak i bardziej ogólne, skłaniające do głębszych przemyśleń (tu przykładem mogą być rozważania na temat obecnych standardów kontroli na lotniskach i ich celowości). Na łamach książki spotykamy też niezwykłych ludzi, jakich być może codziennie, nieświadomie, mijamy na ulicach. Poznajemy historię niesłyszącej dziewczynki, która dzięki upartej pracy nauczyła się grać na skrzypcach, nastoletniej matki, która, z miłości do dziecka, dała radę się wyzwolić z narkomanii. A także rodziny, której linie lotnicze zgubiły ulubionego kota podczas ich przeprowadzki do Wielkiej Brytanii. Albo wreszcie Barry'ego Greenberga, który odbył podróż na Biegun Północny, by tam rozsypać prochy swojego husky czy zwykłego żołnierza, który wysłany do Iraku zorganizował wielką akcję pomocy tamtejszym ubogim dzieciom.
Grogan aktywnie zajmuje głos również w szeroko pojętych kwestiach społecznych. Piętnuje osoby wykazujące się skrajnym brakiem umiejętności wychowywania dzieci. Przypomina czytelnikom o tak wydawałoby się elementarnych kwestiach, jak sprzątanie po swoim psie, jak palić w sposób kulturalny, nieszkodzący otoczeniu. Zwraca też uwagę na coraz silniejsze w Ameryce przewrażliwienie w kwestii bezpieczeństwa, wskazując, że dziecko, korzystające w szkole z nożyczek, nawet dużych, niekoniecznie trzeba zakuwać w kajdanki, a 18-latka przyjmująca, bez wiedzy szkolnej pielęgniarki, środki przeciwbólowe z powodu uciążliwego okresu niekoniecznie jest narkomanką, którą trzeba zawieszać w prawach ucznia.
Tematów jest jeszcze dużo więcej, a każdy poruszony w taki sposób, w jaki powinno się pisać felietony: inteligentnie (żeby czytelnik się zamyślił i wyciągnął wnioski), z humorem (żeby czytelnik chciał do nich wracać) oraz zwięźle, bez zbędnego lania wody (żeby znudzony czytelnik nie odłożył gazety na bok). Część z nich to prawdziwe perełki, część to "tylko" kawał solidnej dziennikarskiej roboty. Ale z każdym z nich warto się zapoznać. I dlatego tę książkę warto upolować. Jeśli nawet nie w księgarni, by na własnej półce postawić, to koniecznie w bibliotece, by sobie poczytać, zamyślić się, czasem się z autorem zgodzić, czasem nie... ale zafundować sobie tę intelektualną przyjemność :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz