Nagłówek reklamowy

środa, 5 lutego 2014

"Tako rzecze... Lem : ze Stanisławem Lemem rozmawia Stanisław Bereś" - Stanisław Lem, Stanisław Bereś

     Rozmowa, zwłaszcza długa, ze Stanisławem Lemem nie była rzeczą łatwą do osiągnięcia dla przeciętnego czytelnika nawet za życia pisarza - a obecnie, ze zrozumiałych względów, jest już w ogóle nieosiągalna - widmotrony wszak nie istnieją... Jednak, jeśli ktoś życzyłby sobie być choćby postronnym świadkiem takiej rozmowy, ta książka da mu taką możliwość. Zostały w niej zawarte zapisy rozmów, które prowadził z Lemem Stanisław Bereś, poruszając w nich naprawdę wiele bardzo różnorodnych tematów. Większość rozmów przypadła na lata 1981-1982, w tamtym czasie ukazało się też pierwsze wydanie tej książki - lecz ocenzurowane, pozbawione paru rozdziałów, ze zmienionym tytułem. Obecnie możemy przeczytać wersję pełną, a nawet rozszerzoną, o kolejne rozmowy przeprowadzone "dwadzieścia lat później"...

     Każdy z rozdziałów jest poświęcony innej tematyce - zaczyna się od wspomnień z okupowanego Lwowa, przez który przetaczały się armie niemieckie i radzieckie, a wśród których młody Staś musiał jakoś odnajdywać swoje miejsce. W tym czasie stawiał też pierwsze kroki w literaturze, a historie z tym związane odnajdujemy w rozmowie. Dość ciekawe są na przykład wspomnienia o ówczesnym stanie światka literackiego, o funkcjonujących w nim koteriach i klikach, a także o pierwszych recenzjach i odzewie, jaki uzyskały pierwsze powieści fantastyczne Lema.
     Następne rozdziały to dyskusje o poszczególnych książkach. Dowiadujemy się z nich, które swoje (i nie tylko swoje) utwory Stanisław Lem ceni, a których nie (i dlaczego właśnie tak), dlaczego, dla wyrażenia pewnych treści uciekał się do określonych konwencji literackich, a także przekonujemy się, w jak straszny sposób to, co stworzył, reżyserzy powykrzywiali w wersjach filmowych. 
     Im dalej w rozmowę, tym coraz ciekawiej się dzieje. Rozdziałem przejściowym są "Gusta i dyzgusta", bardzo szeroko zakreślone - oczywiście, najwięcej Lem mówi o literaturze, ale także o filozofii, teatrze, malarstwie, a nawet religii. I mniej więcej na tym etapie czytelnik uświadamia sobie już w pełni, że by móc naprawdę wartościowo rozmawiać z Lemem, trzeba było być niezmiernie wszechstronnie i wcale nie powierzchownie wykształconym i oczytanym. W przeciwnym razie ryzyko tego, że po usłyszeniu odpowiedzi, nie byłoby się już w stanie zadać kolejnego pytania, było olbrzymie.
    W kolejnych rozdziałach zagłębiamy się w coraz bardziej teoretyczne i abstrakcyjne temat. Lem snuje swoje rozważania na temat dalszych losów cywilizacji, możliwego rozwoju technologii, nauki - ale również i etyki. Wyraża swoją, negatywną, opinię na temat współczesnej, promowanej w mediach, futurologii, zahacza też o metafizykę. Poznajemy jego zdanie na temat możliwej eksploracji Kosmosu, na temat tego, w jaki sposób powstał, jakie perspektywy ma przed sobą ludzkość i na jakie zagrożenia powinna uważać.
     Bardzo ciekawy, zwłaszcza z perspektywy kolejnych dwudziestu lat, jest rozdział poświęcony sytuacji w Polsce na początku lat 80 i ewentualnych możliwościach dalszego rozwoju sytuacji. Już wtedy Stanisław Lem uważał, że ówczesna opozycja nie nadaje się do rządzenia (czego skutki zresztą widzimy do dziś), że zanim wykształcimy swoje warstwy polityczne, które będą się do sprawowania władzy nadawać, musi minąć co najmniej kilkadziesiąt lat. Z tego by wynikało, że mam nawet szanse tego dożyć, ale mimo wszystko uważam, że może moim wnukom się to uda. Z kolei we współczesnych już rozdziałach po głowie dostaje się już wszystkim - politykom, Kościołowi, mediom i zwykłym, szarym ludziom, którzy interesują się głównie "igrzyskami", a nie tym, co naprawdę istotne i ważne.
     Oczywiście, w krótkim tekście recenzji nie da się zawrzeć wszystkich tematów, które przez długie godziny rozmów poruszali obaj Stanisławowie. Nie da się wyłuszczyć i streścić poglądów Lema na otaczający go świat w kilku zdaniach. By przekonać się, jak bardzo są trafne, trzeba po prostu przez zapis tych rozmów przebrnąć - powoli i z mozołem. Czasem pewien fragment warto przeczytać kilka razy, by w pełni go zrozumieć i nie przeoczyć pozornie drobnego, ale zasadniczej wagi detalu. No i, jak już wspomniałem, bez choćby podstaw wszechstronnego wykształcenia raczej się tego nie przeczyta. A jeśli nawet przeczyta, to zrozumie zbyt mało, by skorzystać. I lojalnie się przyznaję, że ja też nie ze wszystkim byłem w stanie sobie zadowalająco poradzić. Jeśli jednak ktoś ma chęć na ambitniejszą literaturę, nie "lekką, łatwą i przyjemną", niech próbuje się zmierzyć z wywodami mistrza Lema. Warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz