Przedostatnia powieść autora i jedno z ostatnich spotkań z Ijonem Tichym. Niestrudzony gwiazdokrążca, który z niejednego pieca kosmiczny chleb jadał, po raz kolejny występuje jako reprezentant Całej Ludzkości. Tym razem, ze względu na swoje doświadczenie, reputację i cechy charakteru był wysłany z misją zwiadowczą na Księżyc.
Na pierwszy rzut oka coś tu nie gra. Przecież "Dzienniki gwiazdowe" przyzwyczaiły nas do tego, że podróż na naszego satelitę to zwykła, prosta i przyjemna wycieczka, dobra dla dzieci z przedszkola, a nie dla wytrawnego podróżnika. Jednak kolejne strony książki powoli przekonują nas, że bynajmniej nie była to kaszka z mleczkiem, a co gorsza - wcale nie zakończyła się happy endem, a nawet wprost przeciwnie.
Dzieje misji poznajemy retrospektywnie. Ijon wrócił już na Ziemię, niestety - nieodwracalnie okaleczony, i jest to pierwsza rzecz, której się dowiadujemy. Został poddany zdalnej kallotomii i teraz w jednym ciele funkcjonują dwie osobowości, każda sterowana przez inną półkulę mózgu. Czasami powoduje to dość komiczne efekty, jednak przez większość czasu stanowi to olbrzymią uciążliwość. Przede wszystkim dla Ijona, który zaledwie z trudem może porozumieć się ze swoją "drugą połową" (do czasu, aż przypomni sobie o alfabecie Morse'a), ale też dla wpływowych osób i organizacji, które w feralną misję go wysłały. Rzecz w tym, że brak możliwości porozumienia z jedną z półkul Ijona uniemożliwia jednocześnie ustalenie, czy raport złożony przezeń po powrocie z Księżyca jest na pewno kompletny...