Nagłówek reklamowy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą etnografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą etnografia. Pokaż wszystkie posty

sobota, 2 sierpnia 2014

"Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów" - Antoni Ferdynand Ossendowski

     Kupując tę książkę spodziewałem się pasjonujących opisów wędrówek przez dzikie, niezbadane jeszcze i nieucywilizowane krainy. I niby coś takiego dostałem, ale... ale nie do końca. Niemniej - zacznijmy od początku. Książka Ossendowskiego stanowi zapis jego przygód z czasów tuż po rewolucji październikowej, kiedy wraz z rosyjskimi "białymi" próbował uciec przed bolszewikami i przedrzeć się, docelowo, do Chin. Dopóki opisywana jest wędrówka przez rosyjską Syberię, czyta się to całkiem dobrze i narrator potrafi wciągnąć czytelnika w losy bohaterów. 
     Sytuacja trochę się psuje, kiedy uciekinierzy trafiają do innych krajów - najpierw do Tybetu, a potem, nie mogąc się przedostać przez to terytorium, do Mongolii. Niby nadal akcja jest dość wartka, niby nie brak elementów konspiracyjno-szpiegowskich, które powinny wywoływać napięcie i emocje, ukrywanie się przed "czerwonymi", kontakty z dostojnikami świeckimi i, powiedzmy, wyznaniowymi, nie najgorzej wciąga też pobyt Ossendowskiego w roli doradcy na dworze "Krwawego Barona" Ungerna, prowadzącego nierówną i osamotnioną walkę z bolszewikami. I gdyby na tym książka się skończyła, myślę, że z czystym sumieniem mógłbym wystawić jej dobrą, albo nawet bardzo dobrą ocenę. Niestety potem pojawia się dość obszerny wątek obcowania autora z bogdo-chanem, żywym Buddą i jego mistycznymi widzeniami. I coś, co mogłoby być fascynujące w ujęciu jakiegoś obeznanego z tematem etnologa, staje się niestrawne w opisie Ossendowskiego. Ciężkie to, mroczne i nieprzejrzyste, trudno, przynajmniej mnie, wczuć się w ten klimat i, przynajmniej na czas lektury, przyjąć to za realne. 
     Do tego dochodzi całkiem poważnie wysuwana przez rozmaitych krytyków kwestia autentyczności opisywanych wydarzeń. Doświadczeni i sławni podróżnicy, etnografowie, którzy w tym samym okresie przebywali na tamtych terenach wskazywali na liczne przypadki mijania się ze stanem faktycznym, sprzeczne czasami nawet ze zdrowym rozsądkiem. Sam autor nie przyjmował krytyki najlepiej, posuwając się do określania swoich adwersarzy (w tym Szweda i Francuza) mianem "sowieckich agentów", co dodatkowo podważa jego obiektywizm. Co prawda, bronił się także twierdząc, że "nie jest to utwór naukowy, lecz tylko romantyczna opowieść o podróży przez Azję Środkową dla szerokiej publiczności", lecz osobiście uważam, że tego typu usprawiedliwienia byłyby w pełni zasadne, gdyby głównymi bohaterami uczynił postaci fikcyjne. Skoro jednak opisuje swoje podróże i wydarzenia, których był naocznym świadkiem, to czytelnik ma pełne prawo oczekiwać, że nie będą one się rozmijać z prawdą. Tymczasem specjaliści wskazują, że podróżnik Ossendowski wykazuje elementarne braki wiedzy z zakresu geografii Mongolii (po której wszak miał wędrować), podważają też możliwości odegrania takiej roli politycznej, jaką sam sobie przypisuje. Wskazują wreszcie, że elementy okultystyczne mogły zostać dodane specjalnie dla poprawienia sprzedaży książki na rynku amerykańskim.
     Ogólną ocenę odrobinę podnoszę dzięki zdjęciom Mongolii i Chin z początków XX wieku, jako że tego typu dodatki są zawsze mile widziane. Niemniej jeśli ktoś pragnie autentycznych i rzetelnych wrażeń podróżniczych - nie polecam. Jeśli ktoś szuka powieści awanturniczej, a nie przeszkadzają mu nieścisłości, zmyślenia i potężna dawka ideologii (tym razem, dla odmiany, antybolszewickiej) oraz okultystycznych rozważań, to nie wykluczam, że może być z tej książki bardzo zadowolony. Mnie jednak wymęczyła i myślę, że na długi czas zniechęciła do innych książek tego autora.

środa, 2 kwietnia 2014

"Baśnie japońskie" - Royall Tyler

     Na blogu opisywałem już baśnie afrykańskie, tym razem przyszła pora na wydane w tej samej serii National Geographic opowieści z Kraju Kwitnącej Wiśni. Jest ich mrowie a mrowie, bo dokładnie 220, zaczerpniętych z rozmaitych japońskich zbiorów (od początku VIII wieku aż po rok 1578) i najczęściej dotyczą wydarzeń z klasycznego okresu cywilizacji japońskiej. Opowiadania/baśnie są... różne. Bardzo różne. Mamy tu i króciutkie opowiadanka na niecałe pół stroniczki, zawierające jakąś prostą historyjkę, mamy też i dużo dłuższe legendy, niosące ze sobą ważny przekaz.
     Tematyka prezentowanych opowieści jest różnorodna i jest w nich miejsce na wszystko. Spotkamy i cesarskich urzędników, i buddyjskich mnichów, chłopów pracujących w polu, bogów i bodhisattwów w różnych wcieleniach oraz, nierzadko magiczne, zwierzęta. Wśród tych ostatnich szczególnie wyróżniają się lisy, które nierzadko mogą przybrać ludzką postać i wchodzić w interakcje z człowiekiem oraz węże. Częsty motyw stanowią także odwiedziny osób żywych przez ich zmarłych bliskich i krewnych, którzy wskazują, w jaki sposób można ulżyć ich doli na tamtym świecie i pomóc odrodzić się w jednym z rajów (najczęściej w roli takiego "biletu" występuje buddyjska Sutra Lotosu).

niedziela, 16 marca 2014

"Baśnie afrykańskie" - Roger D. Abrahams

     Niedawno na polskim rynku czytelniczym pojawiła się seria "Baśnie etniczne 18+" (niedługo na blogu, również z tej serii, baśnie japońskie), sygnowana marką National Geographic. Już sam ten fakt wskazuje, że mamy do czynienia z książką nie byle jaką i z całą pewnością interesującą dla każdego, kto jest ciekawy świata. Jej zadaniem jest przybliżyć nam Czarną Afrykę w sposób inny niż zazwyczaj - nie ograniczając się do malowniczych (lub czasami - szokujących) widoczków z murzyńskich wiosek, lecz starając się, poprzez baśnie, przekazać nam wizję świata i mentalność mieszkańców tamtych regionów. Dodatkową zaletą może być także garść informacji bardziej naukowych, pozwalających wyraźniej uświadomić sobie różnice między baśnią afrykańską, a dobrze nam znanymi (choć czy rzeczywiście w wersjach autentycznych?) opowieściami europejskimi.
     By zminimalizować szok poznawczy, autor najpierw wprowadza czytelnika w świat opowieści o cudach i dziwach, w których występują znane nam elementy, takie jak trudne, powtarzające się zadania, którym musi sprostać bohater, magiczni pomocnicy, którzy odwdzięczają się za udzieloną pomoc, czy ręka królewny jako nagroda. Ale czysto afrykańskich motywów - nie brakuje. Są i pieśni (odgrywające olbrzymią rolę podczas opowiadania!), są egzotyczne zwierzęta i rośliny, egzotycznie dla europejskiego ucha brzmią imiona bohaterów, niezmiernie zróżnicowane - wszak w skład antologii weszły baśnie zarówno z Afryki Zachodniej, z dżungli leżących nad rzeką Kongo, ale też i z terenów Afryki Południowej, zuluskie i buszmeńskie... Autor podejmuje też próbę ukazania autentycznych "zawodów w kłamaniu", kiedy to kilku bajarzy walczy o uwagę i uznanie słuchaczy, opowiadając tę samą historię - ale każdy po swojemu, w swoim niepowtarzalnym stylu. W relacji z tych "zawodów" zapis bajek nie podlegał obróbce literackiej, został przedstawiony słowo w słowo, z zachowaniem nawet imitujących dźwięki onomatopei. Jest to niewątpliwie rzecz godna uwagi, choć muszę przyznać, że niełatwa w odbiorze. Podejrzewam, że słuchając tego (i mogąc zrozumieć) - byłbym zachwycony, jednak czytając... Nie szło mi to swobodnie.

wtorek, 14 stycznia 2014

"Na dalekiej Ukrainie : dzieje Kozaczyzny do 1648 roku" - Władysław A. Serczyk

     Kozak, Ukraina - to pojęcia, które w świadomości przeciętnego Polaka od razu wywołują stereotypowe skojarzenia. Ukraina - to nasze dawne ziemie, nasze Kresy, tereny, na których niegdyś rządziła Rzeczpospolita. A Kozak - romantyczny, najlepiej jeszcze przystojny jak filmowy Bohun, dziki, miłujący swobodę, hulaka - i wróg Polski. No ale stereotypy stereotypami, a prawda, jak to zwykle bywa - pośrodku leżała. A gdzie, w jakich rejonach - o tym właśnie mówi ta książka.
     Trzeba bardzo wyraźnie podkreślić, że autor bardzo obficie korzysta z tekstów źródłowych - ukraińskich, polskich, rosyjskich. Często przytacza ich duże fragmenty (w polskim tłumaczeniu), pozwalając czytelnikowi wyciągać także wnioski samemu. A pisze na wiele tematów i przedstawia opis Kozaczyzny bardzo szczegółowy...

sobota, 19 października 2013

"Raireva : mity, legendy i podania polinezyjskie" - Henryka Romańska, pod red. Aleksandra Posern-Zielińskiego

   
 Na początek kwestie formalne: książka jest pracą popularnonaukową, ale z akcentem położonym jednak na naukowość. Stanowi VI tom Biblioteki Popularnonaukowej, wydawanej przez Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, rocznik 1972, nakład 3000 egzemplarzy. Więc może być ciężko do niej dotrzeć. Mnie wpadła w łapki gdzieś na rynku, w stercie starych książek po 1 zł sztuka. Aczkolwiek uważam, że zdecydowanie jej zawartość jest warta więcej. 
     Cóż więc takiego znajdziemy w tej brązowej, niezbyt grubej książce, której okładkę zdobi wielka rzeźba z Mórz Południowych? Różne rzeczy. Przede wszystkim to, co zapowiada sam tytuł książki. Mity, podania i dawne legendy, przetłumaczone i trochę dostosowane do naszych kryteriów estetycznych, pochodzące z tak egzotycznych terenów jak (epitety wzięte z tytułów rozdziałów): ojczyzna sławnych nawigatorów - Samoa, śpiewające atole koralowe - Wyspy Cooka, kraina pachnących gardenii - Tahiti, wyspa Maorysów - Nowa Zelandia, wyspa tajemniczych posągów - Wyspa Wielkanocna oraz kraj tańców hula-hula - Hawaje. Warto podkreślić, że każdy z krajów, którego mity są prezentowane, został obdarzony dość wyczerpującym wstępem, dzięki któremu możemy poznać, przynajmniej pokrótce, jego historię - jak na pozycję popularyzatorską przystało.