Nagłówek reklamowy

poniedziałek, 4 listopada 2013

"Tarapaty praprawnuków" - Jerzy Jasiński

   
   Książeczka niewielkiego formatu, mniejsza niż zwykły zeszyt B5. Ale za to prawie 200 stron, na których autor zamieścił prawie 70 króciutkich futuresek- humoresek ulokowanych w dalekiej przyszłości (a to XXVI, a to L wiek...), o charakterze, w zamyśle, mocno dystopijnym. Jego celem było bowiem przedstawienie ewentualnych możliwych kłopotów i uciążliwości życia codziennego, problemów, z którymi będą się borykać nasi potomkowie.
     Trzeba przyznać, że pomysłowość autora prezentuje się zupełnie przyzwoicie i co najmniej kilka opowiadań można śmiało ocenić jako bardzo przyzwoity kawałek science-fiction. Zwłaszcza opowiadanie, w którym ekspedycja naukowa ląduje na planecie, której atmosfera zawiera czynnik działający jak eliksir szczerości, historyjka o przeniesieniu na Ziemię marsjańskich świerszczy, powtarzających wszystko, co usłyszą, czy też o miniaturowych istotach, które uważają się za jedynych władców Kosmosu i najwyższą istniejącą rasę, a ich próba inwazji na Ziemię kończy się na pierwszej napotkanej pajęczynie. Inne opowiadania też można ocenić pozytywnie, jako, że są w stanie wywołać trochę uśmiechu i posłużyć jako odskocznia od ponurej codzienności.
     Niektóre historie można na swój sposób uznać nawet za prognostyczne: autor "przewiduje" istnienie komputerowych biur matrymonialnych i ślubne decyzje po zaledwie trzech miesiącach korespondencji elektronicznej - wcale się nie zdziwię, jeśli za kilka(naście) lat będzie to naturalną konsekwencją serwisów randkowych; wizje całkowitego zanieczyszczenia środowiska i przetrzebienia przyrody do takiego stopnia, że obiektem polowań będą tylko specjalnie szykowane chorowite wróble niestety, także są zupełnie do pomyślenia; realistyczna trójwymiarowa telewizja, czy nawet holografia również wydają się naturalnym kierunkiem rozwoju techniki. Podobnie prawdopodobnie, choć dużo bardziej złowieszczo, zapowiada się wizja przymusowego zabierania narządów na przeszczepy od osób nieuleczalnie chorych.
     A jednak - po wielu opowiadaniach widać, że są nie tylko futureskami, nie tylko opowiadaniami o dalekiej przyszłości - ale także zakamuflowaną krytyką ustroju (nie)*słusznie minionego. Na czyszczenie pamięci trzeba czekać miesiącami, po śmietanę lata się na Mleczną Drogę, bo bliżej nie ma (a i tam remanent!), butelka oranżady jest niedostępnym towarem wartym rozmaitych cenności, dyrektorowie latają w podróże międzygwiezdne, byle tylko uniknąć kontroli NIK-u, a komisję lekarską przechodzą dzięki koniakowi, domy towarowe wciąż są puste, a ludzie rzucają się na wyprzedaż w księgarni, by zdobytą makulaturę zamienić na papier toaletowy. Plus kosmoloty, wypisujące hasła propagandowe wokół Układu Słonecznego.
     Po 30 latach od napisania i po wszystkich przemianach, które nastąpiły w tym czasie, tytułowe tarapaty już wcale nie straszą. Wywołują uśmiech, u tych, którzy żyli w tamtych czasach także swojego rodzaju nostalgię. Z drugiej strony - młodsze pokolenie wielu rzeczy nie będzie w stanie sobie wyobrazić ani zrozumieć, bo nawiązania do nich staną się zbyt odległe i nieoczywiste. Ale jako lektura na jeden-dwa wieczory - jak najbardziej się nada. 20 tysięcy nakładu, do upolowania na Allegro za grosze.
PS. * - niepotrzebne skreślić, w zależności od preferencji polityczno-ekonomiczno-społecznych.
PS2. Autor uparcie posługuje się słowem "trajektornia". To razi i zgrzyta. Ale tylko to, poza tym językowo sprawnie i bez zarzutu.

5 komentarzy:

  1. Jeśli ślub mógłby zostać zawarty po zaledwie trzech miesiącach korespondencji elektronicznej. To może powinien być udzielony przez skype'a, jako videokonferencja. Tylko w takim wypadku jakoś tak odnoszę wrażenie, że nasza cywilizacja wyginie. Skoro nigdy nie zobaczymy na żywo naszego męża/ żony to w jaki sposób zwiększy się przyrost naturalny? Czy w czasach internetowych popęd seksualny zostanie zapomniany? Czy kobiety zdecydują się na samotne wychowywanie dzieci i zapładnianie przez invitro?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko nie byłbym aż tak pesymistyczny. W opowiadaniu po tej 3-miesięcznej korespondencji młodzi mają się w końcu spotkać na uroczystym obiedzie...a w naszym świecie pewnie po takim skajpowym ślubie jednak też chcieliby się spotkać. Co nie znaczy, że taka wizja mi odpowiada i mam ochotę ją zobaczyć. O ile jestem w stanie zrozumieć ideę portali randkowych i dopuszczam je jako specyficzną "pomoc" w zapoznawaniu się dla osób, na przykład, nieśmiałych, to jednak kontakt osobisty jest zdecydowanie najważniejszy ;) A to, co opisujesz w ostatnim zdaniu, to już Machulski bardzo ładnie przedstawił w "Seksmisji" ;)

      Usuń
  2. Nie jestem pewien ale chyba czytałem to jakoś w podstawówce a potem bezskutecznie próbowałem odnaleźć. Dzięki za namiary :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jutro uzupełnię zaległe skany okładek, to może będziesz w stanie potwierdzić na 100% ;) A nawet jeśli to nie to, to moim zdaniem i tak na tyle sympatyczna lekturka, że warto ;)

      Usuń
  3. Dokładnie 17 listopada 1983 roku otrzymałam tę książkę w prezencie. Mam ją do chwili obecnej, krucha, pożółkłe kartki... Nie sposób streścić w kilku słowach jej przekazu, ale fakt, że są w niej miejsca niezwykle napisane, jak choćby "Bo rzeczywiście roślinność, okrywająca aż po horyzont penetrowaną planetę, przypominała do złudzenia ziemski wrzos. (...) Kwiecie odznaczało się jaskrawo zielonym kolorem, natomiast w listowiu przeważał wyblakły różowy fiolet." Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń