Nagłówek reklamowy

środa, 23 października 2013

"Ginące plemię" - Farley Mowat

   Ihalmiutowie. Czy ta nazwa mówi cokolwiek komuś z Was? Bez odwiedzin u wujka Google i cioci Wikipedii? Podejrzewam, że nic, albo prawie nic - tak samo zresztą jak mnie, zanim rozpocząłem lekturę. A więc, pokrótce: plemię eskimoskie, z dalekiej północy Kanady. Bytujące w okolicach Windy Bay i jeziora Nueltin. Pierwotnie - myśliwi, których całe życie było związane z tuktu - reniferami. Gdy w 1893 po raz pierwszy zetknęli się z białymi, w osobie geologa J. Tyrrella, byli dumnym i całkiem licznym plemieniem, które doskonale sobie radziło z dziką naturą i ewentualnymi przeciwnościami losu...
     Autor książki, Farley Mowat, dotarł do nich nieco ponad 50 lat potem, sytuacja była już dużo trudniejsza. Biali kupcy, nakłaniając Ihalmiutów do przestawienia się z polowania na renifery na zdobywanie drogocennych lisich skórek, w znacznym stopniu zmienili zwyczaje plemienia. Nie byłoby to może niczym specjalnie szkodliwym - do czasu Wielkiego Kryzysu. Ceny na skórki spadły wielokrotnie, a kupcy odeszli z tundry. Nie powiadamiając Ihalmiutów, którzy wciąż łowili lisy - teraz już bezwartościowe. Nie wiedzieli, że nikt już na nich nie czeka, nikt nie da im jedzenia i amunicji w zamian za zdobyty towar. Czekał ich tylko głód, albowiem polując przez wiele lat na lisy, zapomnieli o dawnych łowach na renifery, wyszli z wprawy, dawny sprzęt myśliwski zgnił i zardzewiał. Autor przytacza wspomnienia Eskimosów o tamtych czasach, gdy w czasie długiej i mroźnej zimy jedynym pożywieniem mogły być resztki butów ze skóry renifera, wywar z kory drzew, czy nawet ludzkie i zwierzęce odchody wykopywane spod śniegu. Gdy starzy ludzie, wiedząc, że jedzą pokarm na darmo, wychodzili rozebrani w zamieć śnieżną, by w spokoju zamarznąć i dać młodszym członkom rodziny większe szanse na przeżycie.
    Farley dotarł do plemienia i stał się jednym z jego członków. W przeciwieństwie do wielu innych białych, nie traktował Ihalmiutów z wyższością, dzięki czemu obdarzyli go oni przyjaźnią i zaufaniem. Udało mu się też nauczyć ich języka. Dzięki jego relacjom poznajemy realia, w jakich żyli Eskimosi świeżo po wojnie. Poznajemy ich zwyczaje, wierzenia, specyficzny kodeks społeczny i obyczajowość - Ihalmiutom obce były pojęcia takie jak kradzież, zabójstwo inne niż w obronie własnej, czy kłamstwo i chciwość. Tylko ich szaman, opętany wizją władzy,  wyróżniał się negatywnie. Poznajemy tajemnice wyrobu ciepłych strojów, dzięki którym można przetrwać arktyczne mrozy, dowiadujemy się, jak Ihalmiutowie traktowali dzieci, a także - dlaczego Eskimosi nie mogli liczyć na rybołówstwo i musieli bazować na wielkich stadach karibu.
     Część druga polskiej książki w oryginale była drugą książką, pisaną dekadę później. Autor odwiedził Ihalmiutów raz jeszcze. Tym razem z plemienia całkiem jeszcze licznego została gromadka kilkunastu osób, żyjących w skrajnej nędzy. Nie byli w stanie już skutecznie polować, zaś jedynym, co rząd Kanady miał im do zaproponowania, były zasiłki. Na domiar złego zostali przesiedleni na tereny położone z dala od szlaków wędrówek reniferów, zamieszkiwane w dodatku przez wrogie im złe duchy (a przynajmniej w to wierzyli). Obraz tragedii plemienia, którego potrzeby pozostały niezrozumiane przez białych, jest przerażający. Z Ihalmiutami rozstajemy się w chwili, gdy z około siedmiotysięcznego plemienia, w ciągu 60 lat od kontaktu z białymi, pozostało około 30 osób. Zakończenie wskazuje, że najmłodsze pokolenie miało szansę przetrwać, jednak wyłącznie za cenę wtopienia się w społeczeństwo białych, całkowitego zerwania z tradycją, porzucenia dawnego stylu życia - a zatem i pożegnania się z własną tożsamością.
     Dziś Ihalmiutów już nie ma. Żyją tylko ich potomkowie, którzy czasami jeszcze pamiętają, że ich rodzice i dziadkowie, jeszcze nie tak dawno, żyli zupełnie inaczej i byli na swój sposób o wiele szczęśliwsi... Poznajmy ich i my, na kartach tej książki.
     Kwestie formalne: polskie wydanie zawiera przekład dwóch książek F. Mowata, a mianowicie "Ludu Jeleni" oraz "Zrozpaczonych ludzi". Moje wydanie jest z 1972 roku, wiem, że pozycja była wznawiana w latach 90. Czy została wzbogacona o najnowsze informacje o losach plemienia, o jakieś przypisy naukowe, o komentarz naświetlający losy Ihalmiutów z innego punktu widzenia, niż autorski - nie mam pojęcia. Ale nawet jeśli nie - książkę warto odszukać i przeczytać, zapoznać się z fotografiami, wykonanymi w czasach, gdy przyszłość Ihalmiutów jeszcze nie rysowała się w barwach najczarniejszych z czarnych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz