Nagłówek reklamowy

niedziela, 16 marca 2014

"Baśnie afrykańskie" - Roger D. Abrahams

     Niedawno na polskim rynku czytelniczym pojawiła się seria "Baśnie etniczne 18+" (niedługo na blogu, również z tej serii, baśnie japońskie), sygnowana marką National Geographic. Już sam ten fakt wskazuje, że mamy do czynienia z książką nie byle jaką i z całą pewnością interesującą dla każdego, kto jest ciekawy świata. Jej zadaniem jest przybliżyć nam Czarną Afrykę w sposób inny niż zazwyczaj - nie ograniczając się do malowniczych (lub czasami - szokujących) widoczków z murzyńskich wiosek, lecz starając się, poprzez baśnie, przekazać nam wizję świata i mentalność mieszkańców tamtych regionów. Dodatkową zaletą może być także garść informacji bardziej naukowych, pozwalających wyraźniej uświadomić sobie różnice między baśnią afrykańską, a dobrze nam znanymi (choć czy rzeczywiście w wersjach autentycznych?) opowieściami europejskimi.
     By zminimalizować szok poznawczy, autor najpierw wprowadza czytelnika w świat opowieści o cudach i dziwach, w których występują znane nam elementy, takie jak trudne, powtarzające się zadania, którym musi sprostać bohater, magiczni pomocnicy, którzy odwdzięczają się za udzieloną pomoc, czy ręka królewny jako nagroda. Ale czysto afrykańskich motywów - nie brakuje. Są i pieśni (odgrywające olbrzymią rolę podczas opowiadania!), są egzotyczne zwierzęta i rośliny, egzotycznie dla europejskiego ucha brzmią imiona bohaterów, niezmiernie zróżnicowane - wszak w skład antologii weszły baśnie zarówno z Afryki Zachodniej, z dżungli leżących nad rzeką Kongo, ale też i z terenów Afryki Południowej, zuluskie i buszmeńskie... Autor podejmuje też próbę ukazania autentycznych "zawodów w kłamaniu", kiedy to kilku bajarzy walczy o uwagę i uznanie słuchaczy, opowiadając tę samą historię - ale każdy po swojemu, w swoim niepowtarzalnym stylu. W relacji z tych "zawodów" zapis bajek nie podlegał obróbce literackiej, został przedstawiony słowo w słowo, z zachowaniem nawet imitujących dźwięki onomatopei. Jest to niewątpliwie rzecz godna uwagi, choć muszę przyznać, że niełatwa w odbiorze. Podejrzewam, że słuchając tego (i mogąc zrozumieć) - byłbym zachwycony, jednak czytając... Nie szło mi to swobodnie.

     Kolejnym typem historii są, dość charakterystyczne dla afrykańskiego folkloru, baśnie z morałem, lecz bez klasycznego zakończenia. Każda z nich przedstawia istotny dylemat moralny, lecz opowiadacz rzadko występuje w roli dydaktycznej. Dużo częściej jest on tylko inicjatorem, natomiast dyskusję na temat tego, jak bohaterowie powinni ostatecznie postąpić, wiodą słuchacze, bynajmniej nie zawsze jednogłośnie się ze sobą zgadzając! Oczywiście, i bajki, i dyskusje te są bardzo silnie związane z lokalnymi, plemiennymi tradycjami, obyczajami oraz normami moralnymi, dlatego dla Europejczyka mogą stanowić trudny orzech do zgryzienia. Jednak uważna lektura pozwoli przynajmniej na określenie, jakie elementy życia codziennego stanowią centrum zainteresowań Afrykanina i co ma największe znaczenie dla jego codziennej egzystencji.
     Następną grupą baśni, reprezentowaną w antologii, są historie rozrywkowe, których bohaterami są najczęściej łotrzykowie (uosabiani nierzadko przez zwierzęta, najczęściej Małpę lub Zająca) - motywy ich działania nie zawsze są dla nas zrozumiałe (ale tylko dla nas), dużo jest w tych bajkach złośliwości i brutalności - na przykład zając wmawia słoniowi, że jeśli chce być dobrym tancerzem, musi pozwolić wyciąć sobie spory kawał mięsa z bioder. No i Zając ma jedzenie, a Słoń... cóż, Słoń nie ma nic, bo ginie. Można też dowiedzieć się o tym, jak Wiewiór ukradł Królikowi ogon, albo dlaczego Świnia i Pawian już nie są sąsiadami.
     Afrykański epos jest reprezentowany przez długą historię, sławiącą dzieje Mwindo - cudownego dziecka, które ojciec chciał kilkakroć zabić tuż po urodzeniu i które odbyło długą wędrówkę dla spotkania ciotki, pokonania potwora Mukitiego, zeszło do podziemnego świata by odnaleźć swego ojca i go ukarać, a następnie pokonać i zjeść Smoka. Za ten ostatni czyn Mwindo został zresztą ukarany przez Deszcz, Księżyc, Słońce i Gwiazdy.
     A na zakończenie - kilka historii "matrymonialnych", czyli o tym, jak można zdobyć uczucie ukochanej kobiety (lub ewentualnie ukochanego mężczyzny), o tym, w jakie kłopoty może wpakować męża rozkapryszona żona, która nie umie być szczęśliwa z tego, co ma, ewentualnie o tym, że lepiej nie zadawać niektórych pytań, jeśli nie jest się absolutnie pewnym, że chce się otrzymać odpowiedź...
     Pomimo całej egzotyki również w baśniach afrykańskich można odnaleźć elementy uniwersalne - z reguły dobro i postępowanie zgodnie z tradycjami jest nagradzane, zaś złe uczynki i łamanie norm społecznych są najkrótszą drogą do poważnych kłopotów, a nierzadko i srogiej kary. Wszystkie zaś elementy dodatkowe stanowią cenny materiał etnograficzny, który warto sobie przybliżyć. I choć nie każdemu akurat afrykańskie motywy przypadną do gustu, to i tak lektura tej książki nie będzie stratą czasu.

PS. I tylko nie wiem, czemu 18+? Ani tu strasznej i brutalnej przemocy, ani wyuzdanego seksu, niczego, czym przeciętny niepełnoletni mógłby się zgorszyć...

4 komentarze:

  1. wlasciwie nie wiem czemu nie komentuje u Ciebie, choc mam swoje zdanie na rozne tematy. Uwielbiam basnie polskie, rosyjskie i Andersena czy Grimma. To sa hardkory dla doroslych a jednak czyta sie je dzieciom. A moze cenzuruje sie dzieciom nie to co trzeba?? W Rosji bodajze jest basn gdzie dziewczyna byla kochanka niedzwiedzia, a Andersen czy Grimm... ech. Andersen mial cudowna basn z glowa ukochanego przechowywana w doniczcce np...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ komentuj ile tylko masz ochotę. Każde zdanie jest cenne i mile widziane, jeśli w kulturalny sposób wyrażane, a akurat o to w Twoim przypadku jestem spokojny :) Prawda, że w tych pierwotnych baśniach poziom hardcore'u jest bardzo wysoki, choć akurat podejrzewam, że współczesne wydania Grimmów są już znacznie złagodzone i oddrastycznione. Co nie zmienia faktu, że w oryginale nie były to bynajmniej baśnie dla (nie)grzecznych dzieci, a ich symbolika, hmm... i dziś mogłaby być przynajmniej w niektórych kręgach niemile widziana. W każdym razie, takie oryginalne i niezłagodzone to chętnie bym miał w domu. I Grimmów, i Andersena. A rosyjskie to może nawet po rosyjsku, a co :)

      Usuń
  2. Bywam i niecenzuralna.... :-) tak. Bajki dla doroslych to jest to!!! Pewnie kraza gdzies te wersje w innych jezykach niz dunski czy niemiecki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, niecenzuralność nie równa się brakowi kultury, czasem aż się o wulgaryzm prosi, a chamskim można być i w cenzuralnych słowach ;) Baśnie na pewno krążą, kiedyś widziałem 3-tomowe edytorskie wydanie Andersena po polsku, jak kiedyś jeszcze raz zobaczę, to chyba się skuszę i kupię. Fajnie byłoby też mieć pełne wydanie 1001 nocy, ale to już wielotomowa sprawa...

      Usuń