Żeby w pełni ogarnąć opisaną historię, najpierw trzeba przyswoić główne postaci, które się w niej pojawiają, albowiem jest ich niemało, a wzajemne relacje są dość zaplątane. A zatem, po kolei:
Duarte Rosário - pracownik pozbawiony wielkich ambicji, zadowalający się tym, co mu los przyniesie, najprawdopodobniej szczęśliwy dzięki "uprawianiu swojego ogródka".
Dora Rosário - żona Duarte, która z tego faktu uczyniła sobie główny cel życiowy. Wiecznie potakująca i zgadzająca się z mężem, nawet jeśli przez to nie zgadza się z własnym zdaniem.
Liza Rosário - ich córka, wkraczająca w dorosłość, charakterem zupełne przeciwieństwo rodziców, pragnie być szczęśliwa za wszelką cenę, "choćby sobie to szczęście miała narysować".
Anna Rosário - matka Duarte. Kobieta wykazująca skłonności do sterowania wszystkimi innymi i pociągania za sznurki z tylnego siedzenia.
Ernest Lage - bogaty prawnik, żyjący z kobietą, której nie kocha i szukający przyjemności w górskiej rezydencji z innymi kobietami.
Manuela - partnerka Ernesta, kochająca go tak, jak Dora - Duarte, zresztą - zwierzająca się Dorze. Narratorka.
Duartemu w końcu skończyło się szczęście - nieuleczalna choroba, w końcu śmierć. Dora została sama, z siedmioletnią, nie do końca zdrową, córeczką. Problem polegał jednak na tym, że choć żyli dość ubogo, nie miała żadnego doświadczenia na rynku pracy (Duarte nie gonił za pieniędzmi, nie potrafił nawet prosić o podwyżkę - a mimo to zabraniał żonie pracować). Musiała więc, przynajmniej na początku, chodzić po prośbie i dopiero po pewnym czasie udało jej się znaleźć źródło dochodów - nadzór nad sklepem z antykami. Mniej więcej w tym momencie, 10 lat po śmierci Duarte, zaczyna się cała akcja. Z początku Dora funkcjonuje jak stereotypowa wdowa, nie dba o siebie, żyje jakby poza czasem, wciąż hołubiąc w myślach i pamięci postać zmarłego męża. I prawdopodobnie tak byłoby jeszcze długo, gdyby nie pewna rozmowa z teściową. Anna postanowiła, wedle swoich słów, pomóc Dorze, uleczyć ją - w bolesny sposób - zdradzając jej pewien sekret. Otóż Duarte niedługo przed swoją chorobą i śmiercią związał się z koleżanką z pracy i podjął już decyzję, by rozstać się z Dorą. Była to zresztą pierwsza decyzja w jego życiu, wbrew unoszącemu go prądowi...
Dora oczywiście przeżywa ciężki szok, zawala jej się cały światopogląd, tłucze się kryształowa i nieskazitelna postać małżonka. Wrażenia zostają dodatkowo pogłębione przez imprezę siedemnastourodzinową Lizy, w czasie których ma styczność z młodzieżą i uświadamia sobie, w jaki sposób jest przez nich postrzegana. Postanawia w sobie coś zmienić, zmienia garderobę na bardziej podkreślającą jej urodę, zaczyna stosować kosmetyki - innymi słowy młodnieje w oczach, odzyskuje atrakcyjność. I wtedy do jej sklepu przybywa Ernest. Początkowo chce kupić oryginalny i piękny wschodni dywan, jednak w niedługim czasie zaczyna być częstym gościem w sklepie prowadzonym przez Dorę i ostatecznie zaprasza ją do swojej rezydencji w górach. Spotkanie oczywiście kończy się w łóżku. Pięknie, prawda? Tylko, że zaraz po Dorze zachciało się być ciekawską i spytała - dlaczego? Niestety - pewnych pytań lepiej nie zadawać, bo można usłyszeć odpowiedzi...
A Ernest był szczery. Stwierdził, że owszem, żyje z Manuelą, bardzo ją lubi, co prawda, ale szczęśliwy z nią nie jest, więc szuka chwil szczęścia, tu i tam... Dora po raz kolejny przeżywa szok - już się powoli zakochiwała w Erneście, zaczynała wierzyć, że będzie znów szczęśliwa - a tu i była tylko jedną z wielu, i podłożyła świnię Manueli... Atmosfera od razu padła i Dora zażądała natychmiastowego odwiezienia do domu. Po drodze samochód się rozbił. Dora trafiła do szpitala, Ernest wykpił się lekkimi urazami i leżeć nie musiał. Wydawać by się mogło, że już w tym momencie cała sytuacja się zrobiła wystarczająco skomplikowana. Ale nie, autorka wymyśliła coś jeszcze.
Ernest, będący już na chodzie, poczuwał się do odpowiedzialności i postanowił się dowiedzieć, czy może Dorze jakoś pomóc. A że nie mógł jej jeszcze odwiedzić w szpitalu (wpuszczano tylko członków rodziny), postanowił złożyć wizytę domownikom. No i zastał tam Lizę, w stroju do ćwiczeń baletowych, młodą, uroczą, śliczną i w ogóle ach. Zauroczenie natychmiastowe, grom z jasnego nieba, w ogóle obopólne - jak z telenowelki. Póki Dora leżała w szpitalu, Ernest jeszcze parę razy odwiedził Lizę, porzucił natychmiastowo Manuelę i błyskawicznie się oświadczył jej młodszej rywalce.
Całość kończy się tak, że Liza wychodzi za Ernesta, zachodzi w ciążę i żyje w luksusie, jej babcia jest przeszczęśliwa, że skoro nie udało jej się sprawić, żeby jej syn został kimś, to chociaż wnuczka zostanie, zaś Dora jest nieszczęśliwa, z rozpaczy traci pracę i na samym końcu spotyka się z Manuelą, by ją za wszystko przeprosić. Podsumowując - szczęśliwi są ci, którzy pozostają wierni sobie i swoim ideałom, jakiekolwiek by były: Liza i Ernest aktywnie poszukują swojego szczęścia, działają i dążą do niego - cel osiągnięty; Duarte unoszący się na falach losu ma swoją małą stabilizację i szczęście - za to dwie kobiety, które zapomniały o sobie, cały czas potakując uwielbianym przez siebie mężczyznom i próbując się do nich dostosować, zostają porzucone i nie pozostaje im już nic, prócz samotności, rozczarowania i bólu.
Książka jest niewielka i cieniutka - jest to jej plus, ponieważ akcja nie należy do szybkich i dynamicznych i na dłuższą metę mogłaby być męcząca. Taka jaka jest, jest w sam raz do tego, by zastanowić się nad jej przekazem. Oczywiście, można się doszukiwać paraleli z latynoskimi telenowelami, ale jedynie delikatnych. A główne przesłanie (przynajmniej moim zdaniem) jest takie, że jeśli ktoś w związku żyje tylko potrzebami drugiej osoby i całkowicie zapomina o sobie, jest na prostej drodze do tego, żeby pozostać z absolutnie niczym. Swoją drogą, ciekawi mnie, jak by taka interpretacja wyglądała z kobiecego punktu widzenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz