Nagłówek reklamowy

czwartek, 31 października 2013

"Języki indoeuropejskie" pod red. Leszka Bednarczuka

   
Obwoluta kiedyś była, ale się zmyła.
  Znowu praca naukowa. Tym razem jeszcze bardziej, niż tablice fizyczne. Ale cóż, zboczenie zawodowe, a poza tym lubię od czasu do czasu odświeżyć sobie zdobytą kiedyś tam wiedzę. Więc padło na bardzo solidne dzieło językoznawcze. 
     Książka (a właściwie to książki, bo są dwa tomy) jest jednym z najpełniejszych i chyba cały czas najlepszych opracowań poświęconych językom indoeuropejskim jako całości dostępnym w języku polskim. Języki zostały podzielone i opisane według grup i stopni pokrewieństwa, nie zaś alfabetycznie. Z jednej strony utrudnia to znalezienie poszukiwanego języka, z drugiej, dzięki wspólnemu opisowi języków spokrewnionych, pozwala uwypuklić najważniejsze dla danej grupy fakty. 
     Dla porządku wymienię omawiane grupy, w kolejności, w jakiej pojawiają się w pracy: języki indyjskie, irańskie i dardyjskie, tocharski, języki anatolijskie, ormiański, grecki i pozostałe indoeuropejskie języki Bałkanów są prezentowane w tomie pierwszym. Tom drugi opisuje języki italskie, romańskie, celtyckie, germańskie, bałtyckie oraz słowiańskie. Warto odnotować, że omawiane są nie tylko języki współczesne, autorzy dużo miejsca poświęcają również tak istotnym dla indoeuropeistyki językom jak sanskryt, łacina czy dużo mniej znany - tocharski.

sobota, 26 października 2013

"Las cieni" - Jean-Christophe Grangé

   
   Jeanne Korowa, młoda sędzia śledcza z Nanterre. Karierę w służbach śledczych podjęła pod wpływem losu swojej brutalnie zamordowanej siostry. Chciałaby się zajmować morderstwami, jednak trafiają jej się inne, mniej drastyczne sprawy. Wszystko się zmienia, kiedy na jej biurko trafiają dokumenty, sugerujące nielegalne wykorzystanie francuskiej broni w zamachu na prezydenta Timoru Wschodniego. Jeanne widzi w tym olbrzymi potencjał i żwawo przystępuje do dzieła. Jednym z elementów śledztwa jest założenie podsłuchów u osób zamieszanych w sprawę. Jednak Jeanne nie potrafi się powstrzymać i zarządza założenie podsłuchu u psychoterapeuty mężczyzny, z którym była związana. Odkrywa brutalną prawdę, że była tylko jedną z wielu, i to wcale nie tą najważniejszą. Do tego nie potrafi się oprzeć urokowi głosu psychoterapeuty i zafascynowana nim przesłuchuje kolejne godziny nagrań. 
     Tymczasem jej najlepszy przyjaciel z pracy, François, również sędzia śledczy, prowadzi sprawę tajemniczego morderstwa - ofiara została zabita w okrutny sposób, zaś napastnik nie tylko wymalował ściany dziwnymi, tajemniczymi znakami, lecz także pożywił się ciałem ofiary - jakby odprawiał jakiś prehistoryczny rytuał. Szybko okazuje się, że po pierwszym morderstwie nastąpiły kolejne, popełnione w bardzo podobny sposób. Jeanne jest przekonana, że winnym jest jeden z pacjentów psychoterapeuty, którego sesję odsłuchała dzięki nielegalnemu podsłuchowi. Dołącza do śledztwa Françoisa, choć nie w pełni oficjalnie i legalnie. Wydaje się, że śledztwo jest na dobrym tropie i bliskie rozwiązania, kiedy François ginie w pożarze własnego mieszkania.

środa, 23 października 2013

"Ginące plemię" - Farley Mowat

   Ihalmiutowie. Czy ta nazwa mówi cokolwiek komuś z Was? Bez odwiedzin u wujka Google i cioci Wikipedii? Podejrzewam, że nic, albo prawie nic - tak samo zresztą jak mnie, zanim rozpocząłem lekturę. A więc, pokrótce: plemię eskimoskie, z dalekiej północy Kanady. Bytujące w okolicach Windy Bay i jeziora Nueltin. Pierwotnie - myśliwi, których całe życie było związane z tuktu - reniferami. Gdy w 1893 po raz pierwszy zetknęli się z białymi, w osobie geologa J. Tyrrella, byli dumnym i całkiem licznym plemieniem, które doskonale sobie radziło z dziką naturą i ewentualnymi przeciwnościami losu...
     Autor książki, Farley Mowat, dotarł do nich nieco ponad 50 lat potem, sytuacja była już dużo trudniejsza. Biali kupcy, nakłaniając Ihalmiutów do przestawienia się z polowania na renifery na zdobywanie drogocennych lisich skórek, w znacznym stopniu zmienili zwyczaje plemienia. Nie byłoby to może niczym specjalnie szkodliwym - do czasu Wielkiego Kryzysu. Ceny na skórki spadły wielokrotnie, a kupcy odeszli z tundry. Nie powiadamiając Ihalmiutów, którzy wciąż łowili lisy - teraz już bezwartościowe. Nie wiedzieli, że nikt już na nich nie czeka, nikt nie da im jedzenia i amunicji w zamian za zdobyty towar. Czekał ich tylko głód, albowiem polując przez wiele lat na lisy, zapomnieli o dawnych łowach na renifery, wyszli z wprawy, dawny sprzęt myśliwski zgnił i zardzewiał. Autor przytacza wspomnienia Eskimosów o tamtych czasach, gdy w czasie długiej i mroźnej zimy jedynym pożywieniem mogły być resztki butów ze skóry renifera, wywar z kory drzew, czy nawet ludzkie i zwierzęce odchody wykopywane spod śniegu. Gdy starzy ludzie, wiedząc, że jedzą pokarm na darmo, wychodzili rozebrani w zamieć śnieżną, by w spokoju zamarznąć i dać młodszym członkom rodziny większe szanse na przeżycie.

sobota, 19 października 2013

"Raireva : mity, legendy i podania polinezyjskie" - Henryka Romańska, pod red. Aleksandra Posern-Zielińskiego

   
 Na początek kwestie formalne: książka jest pracą popularnonaukową, ale z akcentem położonym jednak na naukowość. Stanowi VI tom Biblioteki Popularnonaukowej, wydawanej przez Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, rocznik 1972, nakład 3000 egzemplarzy. Więc może być ciężko do niej dotrzeć. Mnie wpadła w łapki gdzieś na rynku, w stercie starych książek po 1 zł sztuka. Aczkolwiek uważam, że zdecydowanie jej zawartość jest warta więcej. 
     Cóż więc takiego znajdziemy w tej brązowej, niezbyt grubej książce, której okładkę zdobi wielka rzeźba z Mórz Południowych? Różne rzeczy. Przede wszystkim to, co zapowiada sam tytuł książki. Mity, podania i dawne legendy, przetłumaczone i trochę dostosowane do naszych kryteriów estetycznych, pochodzące z tak egzotycznych terenów jak (epitety wzięte z tytułów rozdziałów): ojczyzna sławnych nawigatorów - Samoa, śpiewające atole koralowe - Wyspy Cooka, kraina pachnących gardenii - Tahiti, wyspa Maorysów - Nowa Zelandia, wyspa tajemniczych posągów - Wyspa Wielkanocna oraz kraj tańców hula-hula - Hawaje. Warto podkreślić, że każdy z krajów, którego mity są prezentowane, został obdarzony dość wyczerpującym wstępem, dzięki któremu możemy poznać, przynajmniej pokrótce, jego historię - jak na pozycję popularyzatorską przystało.

czwartek, 17 października 2013

"Tablice fizyczno-astronomiczne" wydawnictwa Adamantan

   
   Książka nie do czytania ciurkiem (no, chyba, że jesteś nerdem na poziomie Sheldona - to jak najbardziej). Bardzo obszerne i solidne kompendium wiedzy z różnych dziedzin fizyki oraz astronomii. Większość w postaci tabelek z cyferkami, które sporej części ludzi niczego nie powiedzą. Ale gdy już komuś coś powiedzą, to z dużym sensem i pomocą. Pozwalają też w miarę skutecznie stwierdzić o jakich dziedzinach fizyki ma się jakiekolwiek pojęcie, a jakie pozostają czarną magią. Ja cenię te tablice za to, że pełnią także funkcje popularyzatorskie, nierzadko zawierając w tabelkach także różnego rodzaju ciekawostki naukowe i wyniki najnowszych badań. Innymi słowy - jeśli potrzebujesz dokładnej informacji o module skręcalności lantanu, znajdziesz to w tej książce. Jeśli chcesz sobie przypomnieć wzór na swobodny spadek - ta książka jest dla Ciebie. Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak w starożytności mierzono czas, jakie były i są sposoby przechowywania informacji w komputerach, albo jak będzie wyglądać Wszechświat za miliardy miliardów lat - również dowiesz się tego.

poniedziałek, 14 października 2013

"Krew z krwi Jezusa" - Laurence Gardner

   
 Tytuł mógłby wskazywać, że mamy do czynienia z jakąś książką o tematyce religijnej. Jest tak, ale i nie jest tak. Ujmując treść w kilku słowach - "Kod Leonarda", tylko w wersji naukowej. Chociaż to, oczywiście, spłycenie. Autor prezentuje bowiem alternatywną interpretację faktów przedstawionych w Biblii (i nie tylko w niej), popierając to obszerną bibliografią. Przedstawia związki chrześcijaństwa (a wcześniej judaizmu) z religiami pogańskimi, ze szczególnym uwzględnieniem wierzeń egipskich. Wyjaśnia wiele zdarzeń biblijnych (w tym cuda), interpretując je jako język ezopowy, mający na celu ukrycie prawdy przed rzymskimi prześladowcami. Pokazuje, w jaki sposób wskrzeszenie Łazarza, zmartwychwstanie i cały opis męki Jezusa odnoszą się wyłącznie do ich symbolicznej roli w ówczesnej społeczności religijnej. Według niego Maria nie była dziewicą w sensie fizycznym, Jezus miał żonę i dzieci, a jego potomstwo przeżyło i uciekło do Europy Zachodniej. Autor omawia rolę Jezusa i Józefa z Arymatei w rozwoju kościoła irlandzkiego oraz w powstaniu dynastii Merowingów, wykazuje także ich związek z celtyckimi władcami i legendami o królu Arturze. Twierdzi, że Kościół Katolicki dopuszczał się wielokrotnie manipulacji, zmieniających pierwotny przekaz Jezusa i jego uczniów, a także za wszelką cenę starał się ograniczyć rolę kobiety (zwłaszcza Marii Magdaleny) w przekazach. W jego wywodach pojawiają się druidzi, karty tarota, templariusze (wraz z magiczną matematyką, opartą na systemie dwunastkowym), Makbet i Banko, purytanie Cromwella i jeszcze kilka postaci historycznych. Według autora do dziś żyją potomkowie dynastii Stewartów/Stuartów, którzy pochodzą bezpośrednio od Jezusa i Józefa z Arymatei. Bibliografia do książki liczy kilkanaście stron, w załącznikach można znaleźć drzewa genealogiczne wszystkich śledzonych przez autora linii.

sobota, 12 października 2013

"Sprawa nerwowej żałobniczki" - Erle Stanley Gardner

   
   A zatem jeszcze raz Perry Mason, tym razem jedynie z 56-letnim opóźnieniem. W tej książce znakomity adwokat miał zamiar nie zajmować się żadnymi sprawami i wyjechał na wakacje w góry. Oczywiście, zamiar się nie udał. Mianowicie pewnej nocy w domku pewnego playboya rozległ się huk wystrzału, brzęk szkła i kobiecy krzyk. Usłyszała to Bella Adrian. Tak się złożyło, że poprzedniego wieczoru jej córka spędzała czas z rzeczonym playboyem na oglądaniu zdjęć. I matka była pewna, że nie wróciła w tym momencie do domu, więc sprawczynią zamieszania musiała być ona - Carlotta. Jak na kochającą matkę przystało, wybrała się pieszo do domu Arthura, posprzątała wszystko, co mogłoby mieć związek z jej córką, a następnego dnia rano, po wizycie jednego z życzliwych i wścibskich sąsiadów, udała się do wypoczywającego akurat w tej miejscowości Perry'ego. Efekt był taki, że matka próbowała ochraniać córkę, córka z kolei była przekonana, że to Bella zabiła Arthura w obronie honoru córki i ochraniała matkę. A ponieważ Carlotta wolała powierzyć swoje interesy sądowe narzeczonemu, również adwokatowi, tyle, że początkującemu, stworzyło to sytuację, w której Mason po raz kolejny mógł błysnąć swoim kunsztem prawniczym i ów węzeł gordyjski przeciąć. Tym razem do wyjaśnienia zagadki przyczyniła się szklanka ze stolika Arthura, ujawniono też całkiem interesujące role jednej z kochanek Arthura oraz jego służącej.

"Sprawa samotnej dziedziczki" - Erle Stanley Gardner

   
  Jeden z wielu tomów przygód detektywa Perry'ego Masona i jego zespołu. Mają jedną wadę - są prawie zawsze do bólu schematyczne. Ponieważ jest to pierwsza książka o Masonie, którą opisuję, przytoczę schemat pokrótce: do kancelarii adwokata przybywa klient z nagłym lecz nietypowym problemem. Zaintrygowany Mason przyjmuje zlecenie i w niedługim czasie odkrywa, że pozornie prosta sprawa wiąże się z morderstwem. Klient nie ułatwia prowadzenia sprawy, zatajając część informacji i/lub działając na własną rękę. Adwokat podejmuje rozmaite działania, nierzadko ocierając się o naruszenie etyki zawodowej lub przepisów prawa - jednak zawsze jest mu to wybaczane, ponieważ udaje się odkryć prawdę i wykazać niewinność klienta, po błyskotliwym przeprowadzeniu działań obrończych w trakcie procesu. To tyle, jeśli chodzi o schemat. W tej powieści wszystko zaczyna się w momencie, gdy właściciel gazety z anonsami towarzyskimi prosi Perry'ego o ujawnienie tożsamości autorki jednego z anonsów. Samo to zadanie okazuje się niezbyt trudne, ale... Rzeczona autorka, Marilyn, znajduje się w nieciekawej sytuacji. Jej matka opiekowała się, jako pielęgniarka, bogatym starszym panem, za co została wynagrodzona zapisem w testamencie. Sprawia to, że Marilyn staje się dziedziczką sporej fortuny, pod warunkiem jednak, że testament zostanie zrealizowany. A rodzina zmarłego nie ma zamiaru do tego dopuścić, pod pretekstem, że starszy pan nie był w pełni sił umysłowych w momencie jego tworzenia, kwestionują także własnoręczność podpisu. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy jeden ze świadków testamentu, przyjaciółka Marilyn, najpierw zostaje przekupiony, a następnie zadźgany nożem we własnym mieszkaniu. Podejrzenia padają na Marilyn, której podobny rozwój wypadków gwarantuje brak możliwości obalenia testamentu. Perry Mason podejmuje się, jak zawsze skutecznej, obrony, zaś główną rolę w procesie dowodowym odgrywa pewien odcisk palca na jednym z czeków. Oczywiście, kim był morderca - nie ujawniam :)

"Cudze życie" - Frédérique Deghelt

   
   Tym razem dla odmiany książka nowa, z 2007 (u nas wydana w 2010). Bohaterka książki budzi się pewnego pięknego poranka. Dzień wcześniej (a przynajmniej tak jej się wydaje) świętowała uroczyście podpisanie ważnej umowy i poznała przystojnego mężczyznę argentyńsko-rosyjskiego pochodzenia. Jednak po przebudzeniu się z przerażeniem odkrywa, że z właśnie poznanym znajomym ma trójkę dzieci, a w ogóle to od dawna są małżeństwem. 12 lat wspólnego życia zniknęło z jej pamięci. Bohaterka musi na nowo poznawać swoją rodzinę, przyjaciół...otaczający świat. Musi błyskawicznie się nauczyć opieki nad gromadką dzieci. Droga do odzyskania pamięci będzie bardzo trudna, często bolesna. Dzięki odnalezionemu po pewnym czasie pamiętnikowi, Marie odkryje, że jej małżeństwo tylko pozornie było udane i szczęśliwe - tuż przed utratą pamięci zorientowała się, że jej mąż zafascynował się inną, ona sama nie była tak zupełnie bez winy, zaś ich związek stanął na krawędzi. Być może tylko jej amnezja stworzy szansę, by przetrwał. I w momencie, gdy wszystko już jakoś zaczyna się układać, Marie odwiedza kosmetyczkę, która opowiada jej historię jednej ze swoich klientek. Historia wydaje się dziwnie podobna do tej, którą mogłaby opowiedzieć kobieta, która uwiodła jej męża. Marie przeżywa szok i zaprzestaje dalszych poszukiwań przeszłości, by skupić się na ratowaniu swojej miłości.

czwartek, 10 października 2013

Ján Sedlák - "Sławetna XII b" (oryginalny tytuł - "Vzrušenie")

   
     Na pierwszy ogień trafi słowacka powieść dla młodzieży. Jak można się po tytule domyślić, z czasów, gdy liceum było formalnie połączone ze szkołą podstawową. Miasto, w którym toczy się akcja, chyba nie zostało wymienione - a nawet jeśli, to nie odgrywa żadnego znaczenia. Wydarzenia mogą mieć miejsce gdziekolwiek, co stanowi jedną z zalet książki. Bohaterem zbiorowym jest jedna z klas maturalnych w liceum ogólnokształcącym oraz jej nauczyciele. Spędzamy z tym towarzystwem ostatni rok ich edukacji szkolnej. Poznajemy sympatyczną Danielę i jej najlepszą przyjaciółkę Wierkę. Obserwujemy, jak pod wpływem pierwszych miłości zmieniają się ich relacje, poznajemy ich rozterki. Ale również bliscy staną nam się Czarni Jeźdźcy - kwartet klasowych rozrabiaków, których pomysły często zasługują na krytykę i skarcenie, lecz mimo to są typowe dla dorastającej młodzieży i dodają kolorytu powieści. Nad wszystkim zaś czuwa Puchacz, czyli profesor Banski, wychowawca klasy. To on walczy o swoją młodzież, troszczy się o nią i stara się, by zbyt wcześnie nie pochłonęły jej atrakcje dorosłego życia - winiarnie, imprezy, czy nawet seks. Nie waha się stanąć w obronie swoich uczniów wobec dyrektora, dość typowego przedstawiciela komunistycznych urzędników. Co prawda, nie wszyscy uczniowie to doceniają, przynajmniej w tym momencie. Klasę żegnamy po zakończeniu matur, gdy ważą się dalsze losy młodzieży. Część dostanie skierowania na studia, część będzie musiała rozpocząć pracę. Ale pewnie za kilkanaście lat miło będą wspominać czasy liceum i swoich belfrów. Tak jak i ja w czasie lektury książki.

Powitalnie

A więc... postanowiłem zacząć sobie pisać o tym, co czytam - i co myślę o tym, co czytam. Choćby dlatego, że natrafiam na wiele interesujących książek, których w księgarniach nie widziano od lat, które zostały już zapomniane, a ich tytuły nikomu (lub prawie nikomu) nic nie mówią. Tymczasem po lekturze okazuje się, że potrafią przykuć uwagę na wiele chwil, skłonić do przemyśleń - po prostu wzbogacić. I warto je odkurzyć, przypomnieć, polecić. Może ktoś zaciekawiony moim opisem również spróbuje do takiej książki dotrzeć? Może też ją przeczyta z zaciekawieniem, uśmiechem, radością, wzruszeniem? Jeśli tak będzie, nawet tylko od czasu do czasu - to blog ten spełni swoją misję. Oczywiście, nowości też się tu czasami pojawią. Dlaczego nie. Ale nie oczekujcie wyłącznie nowości ;)